- Wszyscy Amerykanie, którzy chcą wrócić do domu z Afganistanu, zostaną stamtąd zabrani - powiedział w piątek prezydent USA Joe Biden, dodając, że to samo zobowiązanie dotyczy afgańskich pomocników sił USA. Jednocześnie zaznaczył, że „nie może obiecać ostatecznego rezultatu” akcji ewakuacyjnej z Kabulu ani wykluczyć strat.
- Wyrażę się jasno do wszystkich Amerykanów, którzy chcą wrócić do domu: zabierzemy was stamtąd — powiedział Biden podczas piątkowego wystąpienia w Białym Domu.
Podkreślił złożoność i niebezpieczne warunki misji ewakuacyjnej, dodając, że „nie może zagwarantować ostatecznego rezultatu” i uniknięcia strat. Zapewnił jednak, że zrobi „wszystko, co będzie konieczne”, by ewakuować obywateli USA. Przyznał, że obecnie władze nie wiedzą dokładnie, ilu Amerykanów przebywa w Kabulu, oraz zachęcił wszystkich do zgłoszenia chęci powrotu.
Pytany, czy to samo zobowiązanie dotyczy afgańskich współpracowników sił amerykańskich, Biden odpowiedział twierdząco.
Talibowie umożliwiają Amerykanom doatrcie na lotnisko
Prezydent oświadczył, że jak dotąd nie otrzymał doniesień, by talibowie nie wywiązywali się z umowy o przepuszczaniu obywateli USA w drodze na lotnisko, a trudności wynikają z „szalonego pośpiechu” i ścisku panującego w tłumie przed lotniskiem. Jak poinformował, 169 Amerykanów, którzy w czwartek nie mogli z tych powodów wejść na teren portu lotniczego, zostali tam wprowadzeni przez amerykańskich żołnierzy. Dodał, że jest gotowy do użycia wszelkich środków, gdyby pojawiły się inne problemy.
- Ostatni tydzień był rozdzierający. Widzieliśmy chwytające za serce sceny. Nie sądzę, by był ktoś, kto, widząc je, nie czuł tego bólu — powiedział Biden. Zaznaczył jednak, że koncentruje się na dokończeniu bardzo trudnej misji przebiegającej w niebezpiecznych warunkach, a na krytykę i analizy będzie czas później.
Wbrew powszechnej krytyce ze strony międzynarodowych mediów i polityków prezydent zapewnił, że nie spotkał się z kwestionowaniem wiarygodności USA ze strony sojuszników. Dodał, że słyszał za to słowa podziwu dla szybkości i sprawności sił USA w ich operacji.
Biden: Byliśmy tam razem i wychodzimy razem
Podkreślił też, że z decyzją o wyjściu z Afganistanu zgodzili się wszyscy sojusznicy w ramach NATO.
- Byliśmy tam razem i wychodzimy razem, a teraz razem pracujemy, by zakończyć tę misję — powiedział Biden. Dodał, że siły USA pomogły w ewakuacji obywateli Francji, a także w umożliwieniu lotów ewakuacyjnych innych krajów.
- To jedna z największych i najtrudniejszych misji tego typu w historii. Jedynym krajem zdolnym do jej przeprowadzenia z taką szybkością i precyzją są Stany Zjednoczone — podkreślił.
Tempo ewakuacji będzie rosnąć
Biden przyznał, że w piątek doszło do przerwy w lotach z Kabulu z uwagi na brak miejsca w ośrodku w Katarze, dokąd kierowane są samoloty. Oznajmił jednocześnie, że po kilkugodzinnej przerwie loty wznowiono. Dodał, że minionej doby ewakuowano ponad 5700 osób, a tempo ewakuacji będzie rosnąć.
Prezydent powtórzył swoje argumenty za wyjściem sił USA z Afganistanu, twierdząc, że po zwycięstwie nad Al-Kaidą w Afganistanie dalsza obecność w tym kraju nie leżała w interesie USA. Przekonywał, że niezależnie od tego, czy wyjście wojsk nastąpiłoby 5, czy 15 lat temu, proces ten byłby podobnie trudny i chaotyczny.
Piątkowe wystąpienie Bidena było pierwszym od ponad tygodnia, podczas którego odpowiedział na pytania dziennikarzy. Wbrew pierwotnym planom nie udał się też do swojego domu rodzinnego w Wilmington w Delaware.