W niedzielę nad ranem policja w Hongkongu przypuściła nowy atak na uczestników prodemokratycznych protestów – poinformowały miejscowe źródła medyczne. Doszło do ostrych starć, w których – według lokalnych władz – rannych zostało dwadzieścia osób.
Ranni doznali m.in. obrażeń głowy, złamań kończyn i innych urazów.
Według komunikatu policji "podjęto akcję przy użyciu minimum siły w celu rozproszenia demonstrantów i niedopuszczenia do pogorszenia się sytuacji". Atak miał być odpowiedzią na agresywne poczynania demonstrantów.
Protestujący zapewniają, że nie zrobili niczego, co mogłoby sprowokować policję. – Bili nas bez powodu. Dostałem cztery-pięć uderzeń pałką (...) wszędzie na głowie mam krew, ale zostałem opatrzony – powiedział jeden z uczestników manifestacji.
Oddziały prewencji przypuściły atak na protestujących, którzy - jak pisze Reuters – z otwartych parasoli utworzyli barierę, żeby ochronić się przed używanym przez siły porządkowe gazem pieprzowym. Siły bezpieczeństwa odparły tłum manifestantów przy pomocy tarcz; nie użyto armatek wodnych.
Wcześniej policja rozebrała barykady wzniesione przez demonstrantów w dzielnicy Mong Kok; uczestnicy protestów nie stawiali oporu.
Głównymi ośrodkami protestu są dzielnice Admiralty i Causeway Bay na wyspie Hongkong. Demonstrują tam setki ludzi, głównie studentów.
Szef administracji Hongkongu Leung Chun-ying wyraził w piątek nadzieję, że w przyszłym tygodniu dojdzie do rozmów ze studentami. Kilka godzin później wzywał, by takie rozmowy odbyły się we wtorek. Jak pisze Reuters, negocjacje mają być transmitowane na żywo w hongkońskiej telewizji.
Wcześniej władze – ku oburzeniu protestujących – odwołały rozmowy, oświadczając, że konstruktywny dialog jest niemożliwy.
Alex Chow, sekretarz generalny Federacji Studentów, potępił władze miasta za zarządzenia policyjnych akcji i jednoczesne planowanie rozmów z protestującymi. – Z jednej strony chcą dialogu, z drugiej w przeprowadzanych nad ranem akcjach usuwają demonstrantów – mówił na studenckim wiecu. Zaapelował do lokalnego rządu o rozpoczęcie rozmów "przed środą".
Studenci od września prowadzą demonstracje z żądaniami wprowadzenia pełnej demokracji w Hongkongu. Domagają się reform politycznych, w tym nieingerowania władz centralnych Chin w zaplanowane za trzy lata pierwsze w historii wybory powszechne w regionie.
Gdy 17 lat temu ta była brytyjska kolonia wracała pod rządy Pekinu w ramach zasady "jeden kraj, dwa systemy", obiecano jej szeroki zakres autonomii, w tym politycznej. Jednak pod koniec sierpnia rząd Chin poinformował, że w wyborach szefa lokalnej administracji w 2017 roku mieszkańcy będą mogli wybierać jedynie spośród dwóch lub trzech kandydatów, zatwierdzonych wcześniej przez lojalny wobec władz centralnych komitet nominacyjny.
CZYTAJ TAKŻE: