Unia Europejska ma nadzieję, że niedzielne wybory prezydenckie na Ukrainie pomogą ustabilizować sytuację w tym kraju i otworzą drogę do reformy konstytucyjnej. Według brukselskiej ekspertki Amandy Paul Zachód uzna wynik wyborów, nawet jeśli zostaną zakłócone.
– Przeprowadzenie wolnych i uczciwych wyborów prezydenckich na Ukrainie jest niezwykle ważne dla stabilizacji tego kraju i stabilności w całym regionie – powtórzył w Brukseli przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso.
W ostatnich tygodniach UE wielokrotnie ostrzegała też Rosję przed próbami zakłócenia przebiegu wyborów czy nawet ich uniemożliwienia. Konsekwencją takich działań może być zaostrzenie sankcji - zagrozili niedawno niemiecka kanclerz Angela Merkel i prezydent Francji Francois Hollande. Zdaniem szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego zakłócenie wyborów przez Rosję czy wspieranych przez nią separatystów może być nawet "czerwoną linią", której przekroczenie spowoduje wprowadzenie przez UE sankcji gospodarczych.
Również sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen podkreślił w Brukseli, że wybory mogą w pokojowy sposób zapewnić jedność Ukrainy. – Tak będzie jeśli ludzie w całym kraju, niezależnie od języka, jakim mówią, będą mogli dokonać wolnego i demokratycznego wyboru, zgodnie z prawem tego państwa i standardami międzynarodowymi – powiedział Rasmussen.
Zdaniem ekspertki brukselskiego think-tanku European Policy Centre Amandy Paul wiara w to, że po wyborach prezydenckich na Ukrainie sytuacja szybko się ustabilizuje jest "myśleniem życzeniowym". Są one jednak bardzo ważnym krokiem, również z punktu widzenia relacji UE i całego Zachodu z Ukrainą.
– Wyłonienie w demokratycznych wyborach nowego i prawomocnego prezydenta Ukrainy zmieni dotychczasowy scenariusz. Otworzy to drogę do kolejnych kroków, w tym reformy konstytucyjnej, decentralizacji oraz rozpisania wyborów parlamentarnych, aby wyłonić w sposób demokratyczny władze, które mogą reprezentować całe społeczeństwo – powiedziała Paul.
UE i Zachód poparły tymczasowy i prozachodni rząd premiera Arsenija Jaceniuka, który uchodzi za polityka szczerze wierzącego w konieczność przeprowadzenia na Ukrainie demokratycznych reform i modernizacji.
– Jaceniuk zrobił na politykach UE nadzwyczaj dobre wrażenie – przyznał niedawno jeden z wysokich rangą urzędników Komisji Europejskiej. Dlatego udzielono mu swego rodzaju kredytu zaufania, podpisując z tymczasowym rządem polityczną część umowy stowarzyszeniowej oraz porozumienia o pomocy finansowej od Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz od UE.
Wszyscy jednak zdają sobie sprawę, że aby wdrażać trudne reformy, wymagane przez MFW, i kontynuować dialog narodowy dla rozwiązania kryzysu w podzielonym kraju, możliwie szybko w Kijowie potrzebne są władze mające większe demokratyczne oparcie i reprezentujące jak najszerzej ukraińskie społeczeństwo. Część mieszkańców wschodniej Ukrainy, w ślad za rosyjska propagandą, uważa rząd Jaceniuka za "kijowską juntę" i "faszystów".
Zdaniem Amandy Paul Zachód najpewniej uzna wyniki wyborów, nawet jeśli ich przebieg zostanie zakłócony w opanowanych przez prorosyjskich separatystów regionach na wschodzie Ukrainy. "Wybory mogą zostać zakłócone, choć trudno przewidzieć do jakiego stopnia. Są jednak kraje na świecie, jak np. Afganistan, w których podczas wyborów nie brak turbulencji – dodała Paul.