Nominację do Oscara w kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego dostał film „Eldorado”, który opowiada historię o uchodźcach. Kogoś jeszcze dziwi taka polityka jury, które przyznaje Nagrodę Akademii Filmowej?
Kiedy urodzony w 1941 roku reżyser filmu Markus Imhoof ("Więcej niż miód") był małym chłopcem i mieszkał w Szwajcarii, jego rodzice przyjęli do domu młodą włoską uchodźczynię o imieniu Giovanna. Ale globalna polityka rozłączyła dwójkę dzieci. Wspomnienia z tych wydarzeń skłoniły go do odniesienia się do obecnej polityki uchodźczej w Europie.
Włoski okręt marynarki wojennej na wybrzeżu Libii zabiera na pokład 1 800 ludzi, z których żaden nie miałby szans na przyjazd do Europy legalnie. Od momentu kiedy wsiądą na pokład do czasu aż trafią do obozów dla uchodźców mija średnio od ośmiu do piętnastu miesięcy. "Nie obiecujemy im raju, ale z dnia na dzień będzie im coraz lepiej" – wyjaśnia jeden z pracowników pomocy społecznej.
Dla tych, którzy decydują się opuścić obóz, jedyną opcją na przeżycie jest nielegalna praca: kobiety zmuszone są do prostytucji, a mężczyźni zatrudniają się na plantacjach pomidorów. Jeden z uchodźców komentuje: "To nie jest życie, to nawet nie jest przetrwanie". Film kwestionuje obowiązujący obecnie system zorganizowanej pomocy uchodźcom, który sprowadza ich do roli ofiar i wtłacza w błędne koło ekonomicznych interesów. Tak właśnie wygląda unijne Eldorado.