Do wydobywania rannych z autokaru używaliśmy nożyc hydraulicznych. Kładliśmy ich na jedną stronę, a osoby bez oznak życia na drugą - powiedział Ladislav Tuk, komendant ochotniczej straży pożarnej z miasta Novi Marof. Na miejsce sobotniego wypadku polskiego autokaru strażak przybył jako pierwszy.
Jak tłumaczy, informację o wypadku straż pożarna otrzymała o godz. 5.58, 12 minut później była na miejscu. – Do interwencji przystąpiliśmy momentalnie, od razu zabraliśmy się do wydobywania rannych i przygotowywania ich do przyjęcia na oddziałach ratunkowych - wyjaśnił Tuk. – Nie przypominam sobie podobnej interwencji - dodał.
Ivan Ivanczan, komendant OSP z Brezniczkiego Humu, który także był na miejscu wypadku polskiego autokaru, przyznał, że to co zobaczył przypominało mu „obrazy z horrorów”. – Już 45 lat jestem strażakiem, ale dotąd nie spotkałem się z podobną tragedią - powiedział Ivanczan w rozmowie z chorwacką telewizją HRT.
W wypadku, do którego doszło w sobotę rano na autostradzie A4 na północ od Zagrzebia, zginęło 12 osób, a 32 zostały ranne, z których 19 jest w stanie ciężkim. Wszystkie ofiary wypadku to obywatele polscy, którzy zmierzali do położonego w Bośni i Hercegowinie sanktuarium w Medjugorje.