Tysiące osób wyszły w niedzielę wieczorem na ulice stolicy Gruzji domagając się dymisji rządu, gdy wcześniej tego dnia zmarł telewizyjny kamerzysta, którego pobili przeciwnicy marszu równości w Tbilisi.
Według AFP ponad 8 tys. osób zgromadziło się przed gmachem gruzińskiego parlamentu.
- Domagamy się dymisji premiera Iraklego Garibaszwilego oraz jego rządu, stojącego za przemocą wobec dziennikarzy - powiedział Nika Melia, szef opozycyjnej partii Zjednoczony Ruch Narodowy.
Kamerzysta telewizji Pirweli Aleksander Laszkarawa filmował 5 lipca protest przeciwników marszu równości i został pobity przez skrajnie prawicowych demonstrantów. Tego dnia miała odbyć się demonstracja w obronie praw osób LGBTQ, jednak organizatorzy zdecydowali o jej odwołaniu z powodu trwających od rana zamieszek, wywołanych przez przeciwników parady. Zaatakowano w trakcie zamieszek ponad 50 dziennikarzy.
MSW Gruzji przekazało w oświadczeniu, że wszczęto śledztwo, które ma wyjaśnić przyczyny śmierci 37-letniego kamerzysty. Według wcześniejszych informacji Laszkarawa, który zmarł w swoim mieszkaniu, doznał licznych obrażeń.
Premier Garibaszwili znalazł się w ogniu krytyki ze strony zarówno opozycji, jaki i obrońców praw człowieka po tym, jak sprzeciwił się przeprowadzeniu marszu LGBTQ, uznając paradę za "nieakceptowalną dla większości społeczeństwa gruzińskiego”.
Po zajściach z 5 lipca ambasada USA w Gruzji wydała wspólne oświadczenie z misjami dyplomatycznymi UE, ONZ, Izraela, Norwegii, Wielkiej Brytanii i 14 państw unijnych w Tbilisi potępiające zamieszki w stolicy.