Stany Zjednoczone we wtorek wystąpiły z Rady Praw Człowieka ONZ. Sprawę skomentowała stała przedstawicielka USA w ONZ ambasador Nikki Haley, która poinformowała o decyzji administracji prezydenta Trumpa – Rada Praw Człowieka ONZ jest niewarta swojej nazwy - powiedziała.
Ambasador Nikki Haley powiedziała, że decyzja Waszyngtonu o wystąpieniu z Rady Praw Człowieka ONZ jest umotywowana tym, że ta międzynarodowa organizacja skupiająca 47 państw świata "est protektorem państw łamiących prawa człowieka i szambem politycznych uprzedzeń.
Nikki Haley wytłumaczyła, że Stany Zjednoczone zdecydowały się na taki krok, ponieważ zobowiązania Stanów Zjednoczonych "nie pozwalają im na pozostawanie w pełnej hipokryzji, wyrachowanej organizacji, która jest parodią praw człowieka".
Dodała, że Stany Zjednoczone "będą szczęśliwe", jeżeli będą mogły ponownie przystąpić do Rady Praw Człowieka pod warunkiem zreformowania tej organizacji.
USA od dawna domagały się zmian w statucie Rady Praw Człowieka, które pozwoliłyby na wyrzucenie z Rady państw nagminnie łamiących prawa człowieka jak np. obecni członkowie tej organizacji Chiny, Kuba i Rosja.
Decyzja o wystąpieniu Stanów Zjednoczonych nastąpiła po tym, jak Rada Praw Człowieka wezwała administrację Trumpa do zaprzestania polityki imigracyjnej "zero tolerancji". Prowadzi ona do czasowego oddzielania nieletnich dzieci od rodziców, którzy nielegalnie przekroczyli granicę Stanów Zjednoczonych.
– Po raz kolejny ONZ pokazuje swoją hipokryzję piętnując Stany Zjednoczone, podczas gdy jednocześnie ignoruje naganną kartotekę praw człowieka wielu członków swojej Rady Praw Człowieka - stwierdziła ambasador Haley.