We Francji politycy zabrali głos po zamordowaniu 19-letniej studentki w Paryżu; domniemany sprawca to zatrzymany w Genewie obywatel Maroka, wcześniej skazany, lecz mimo nakazu - niedeportowany. Szef MSW zapowiedział zdecydowane działania; skrajna prawica naciska na rząd.
Studentka o imieniu Philippine zaginęła w piątek, a dzień później jej ciało znaleziono w Lasku Bulońskim w zachodniej części Paryża. We wtorek zatrzymano podejrzanego - 22-letniego obywatela Maroka, który wcześniej został we Francji skazany za gwałt i miał być deportowany, lecz nakazu nie wykonano.
Do tragedii doszło w złożonej sytuacji politycznej, gdy skrajna prawica, wzywająca do zaostrzenia przepisów o imigracji, odgrywa rolę języczka u wagi i decyduje o losie nowo powołanego rządu. Szef Zjednoczenia Narodowego (dawnego Frontu Narodowego Marine Le Pen), Jordan Bardella, oskarżył władze, że są zbyt pobłażliwe w sprawach bezpieczeństwa i imigracji.
"Czas, by rząd podjął działania, nasi rodacy są wściekli i nie zadowolą się tylko słowami" - oznajmił Bardella we wtorek w mediach społecznościowych.
Szef MSW Bruno Retailleau oznajmił w środę, że zadaniem władz jest teraz rozwijanie "arsenału prawnego", tak aby "bronić Francuzów". Minister, polityk konserwatywnej prawicy, popierał wcześniej ostrzejsze zapisy ustawy o imigracji i jego nominacja oceniana była jako zapowiedź możliwych zmian w tej sferze.
Francja wydaje najwięcej nakazów deportacji spośród wszystkich krajów unijnych, ale są one słabo egzekwowane, z powodu przeszkód biurokratycznych i niechęci państw, do których są deportowani, do ich przyjęcia. W pierwszym kwartale 2024 r. nakazano wyjazd ponad 34 tysiącom obywateli państw nienależących do Unii Europejskiej. W praktyce wydalonych zostało około 4 tysięcy.
Źródło: PAP