Kiedyś to się „cięli” tylko gitowcy – ilość „sznytów” świadczyła o pozycji w środowisku. Był to swoisty „cynkwajs”, który charakteryzował więzienną subkulturę. Nie wszedł jednak do powszechnego obiegu jak tatuaże, choć powoli i to się zmienia - pisze Grzegorz Kasjaniuk w magazynie "Któż jak Bóg".
Dave Navarro, gitarzysta amerykańskiego zespołu Jane’s Addiction, uwielbia skaryfikację, zawieszanie na hakach wbitych w ciało i malowanie własną krwią. Masochizm uznanego w świecie muzycznym gitarzysty staje się zaraźliwy. W jego ślady podążają fani, którzy chwalą się swoimi wyczynami na YouTube.
Navarro jest znakomitym gitarzystą, jednym z założycieli Jane’s Addiction, jednak kontrowersyjnie wykorzystującym swój talent. Grał w proaborcyjnym Red Hot Chilli Peppers, wspomagał bluźnierczy Nine Inch Nails, hedonistycznego Puff Daddy’ego i feministyczną Alanis Morissette. Jednak, nie chcąc działać wbrew sobie, odrzucił opiewającą na milion dolarów propozycję grania w zespole Guns’n’Roses. Nagrał za to z Marylinem Mansonem, kapłanem kościoła satanistycznego, utwór „I Don’t Like the Drugs (But the Drugs Like Me)”. Udziela się aktywnie w różnorodnych kampaniach społecznych: z jednej strony sprzeciwiał się testowaniu kosmetyków na zwierzętach, a z drugiej sprzeciwiał się wprowadzeniu w amerykańskim stanie Kalifornia poprawki legislacyjnej zamykającej drogę parom jednopłciowym do zawierania małżeństw.
Codzienność czy opętanie?
Znakomity gitarzysta, ale za to szokujący performer lub zwyczajnie masochista. Zasada: zacznij od jednego tatuażu, a skończysz na deformowaniu całego ciała w jego przypadku jest niezwykle trafna. To stała i niezmienna cecha, element codzienności, sposób na życie lub uzależnienie, jak od narkotyków, będące niczym opętanie, a może i opętanie? Wspomniana zasada nie musi działać tak samo u każdego, ale u muzyka, który jest celebrytą nie mającym żadnych hamulców, jest na pewno potęgowana presją własnego ego, stawiania siebie, jako człowieka, w miejsce Boga. Odbywa się to ekshibicjonistycznie, pod okiem kamer filmowych i aparatu fotograficznego. Rockowy gitarzysta uwielbia zamieszczać w „sieci” swoje krwawe performance’y. Po co? Dla kogo?
Jane’s Addiction jest deprawującym zespołem – choć muzyka brzmi niezwykle oryginalnie i zachęcająco, to grupa ma na swoim koncie promocję dewiacyjnych zachowań i treści. Przebieranki Navarro w damskie stroje na scenie, całowanie się z wokalistą Perrym Farrellem i rozbieranie się do naga stały się powszednie, przestały szokować. Czy stały się dla gitarzysty w końcu nudne? W muzycznym biznesie nie może być zastoju. Bycie popularnym zmusza do kolejnych ekstrawagancji. Jakich? Kolejny tatuaż? Rycie ciała, czyli skaryfikacja? A może wieszanie się na haku? To już jest jego doświadczeniem w pełnym wymiarze bezsensownego wydawania się na ból. Perwersyjnego, masochistycznego hedonizmu. Kolejny krok?
Okazuje się, że Dave Navarro jest „miłośnikiem” malowania krwią i to własną. Jest to na tyle odstręczające, że zdając sobie sprawę ze społecznego odrzucenia dla tego rodzaju fascynacji, postanowił je „usprawiedliwić” współczuciem. Bo czy namalowanie obrazu zmarłej matki własną krwią takiego nie wzbudza? Kiedy Navarro miał 15 lat, w marcu 1983 roku Constance Navarro została zamordowana przez konkubenta Johna Riccardi. Dave uczcił jej pamięć bardzo krwawo. Z pomocą tzw. artystów – ekspertów od modyfikacji ciała, Samppy Von Cyborga i Anety Von Cyborg, Dave Navarro był wykrwawiany przez przecięcie na czole. Krew muzyka zgromadzono w lampce od wina i użyto jej do namalowania wizerunku jego matki. Obraz Constance Navarro został uwieczniony krwią syna na pustyni w Kalifornii. Środowisko tatuażystów jest zachwycone – to wyższy poziom i jakże mocno związany z tzw. kultura wyższą, a przecież krąg ten chce być uznany za sztukę w pełnym wymiarze.
„Artystyczny” masochizm
To nic innego jednak jak fascynacja macabre, ubrana tylko w mainstream, która w imię tzw. wyższego celu pozwala na szkodzeniu własnemu ciału. Doprowadza do społecznego przyzwolenia dla takich ekscesów w imię fałszywie pojmowanej wolności. Oswaja z masochizmem jako cechą artystyczną.
Na pewno pojawią się głosy w imię tolerancji: niech robi sobie co chce – jego wybór. Nie do końca, bo Navarro jest idolem, którego naśladować chcą fani. Promuje swoje zachowania w mediach, lansując jako trend blizny, okaleczania siebie. Ikony popkultury, Iggy Pop i Sid Vicious, również okaleczali siebie szkłem podczas koncertów, był to koncertowy amok, nastawiony na wywołanie szoku. Widok krwi zawsze wywołuje emocje. Złe emocje. Pierwszy zaprzestał tego, zdając sobie sprawę z faktu, że zaprowadzić może go to tylko nad grób, drugi nie żyje, popełnił samobójstwo. Co w takim razie przyświeca deprawacji samego Dave’a Navarro? Może jest to już efekt zaniku wrażliwości? Czy też jest to zakamuflowana, krwawa reakcja na trudne dzieciństwo, zakończone tak dramatycznie? Zadawanie fizycznego cierpienia bólowi duszy. Tylko, że nie jest to terapia, a trwała, krwawa modyfikacja swojego ciała. Uzależnienie.
Artykuł ukazał się w marcowo-lutowym numerze „Któż jak Bóg” 2-2016. Zapraszamy do lektury!