Będą unijne sankcje na Rosję za atak na ukraińskie okręty w pobliżu Morza Azowskiego. Brukselska korespondentka Polskiego Radia Beata Płomecka ustaliła, że obecnie trwają dyskusje o wpisaniu 12 osób na czarną listę. Ale - jak zastrzegł jeden z dyplomatów - ta liczba może się jeszcze zmienić.
O możliwych sankcjach donosiła dziś gazeta "Financial Times", ale nie podawała szczegółów. Decyzja ma związek z listopadowymi wydarzeniami, kiedy rosyjskie jednostki ostrzelały trzy małe ukraińskie okręty, przejęły i zatrzymały 24 marynarzy.
Na razie o możliwym nałożeniu sankcji dyskutują eksperci w grupach roboczych. - Mówi się o 12 osobach, ale kilka pewnie wypadnie - skomentował w rozmowie z naszą korespondentką jeden z unijnych dyplomatów. Wstępnie planowano, że ministrowie spraw zagranicznych 28 krajów zatwierdzą nowe sankcje na spotkaniu w najbliższy poniedziałek, ale wiele wskazuje na to, że Unia nie zdąży z przygotowaniami. I w poniedziałek będzie więc zapewne ogólne poparcie i zielone światło dla sfinalizowania prac.
Wpisanie na czarną listę będzie oznaczało zakaz wjazdu do Unii i zablokowane aktywa w Europie. Grupa 10 krajów, w tym Polska, apelowała o restrykcje już w grudniu, ale wtedy zabrakło jednomyślności. Francja i Niemcy mówiły, że należy poczekać na rezultaty zabiegów dyplomatycznych, które mają doprowadzić do zwolnienia marynarzy i zwrotu ukraińskich statków.
Na kolejne sankcje nie chciały się wtedy zgodzić Włochy i Grecja, niechętne były też między innymi Węgry. Jednak opór tych krajów stopniowo malał w ostatnim czasie, kiedy okazało się, że Rosja zignorowała apele o współpracę, zwolnienie marynarzy i zwrot statków.