„Republika po południu”. Wawrzyk: Roszczenia TSUE i KE nie mają demokratycznego mandatu
Nie można rozszerzać mandatu instytucji europejskich metodami pozademokratycznymi – uważa wiceminister spraw zagranicznych prof. Piotr Wawrzyk. „Premier powiedział, że możemy robić superpaństwo, jeżeli poprą to obywatele, a nie tylnymi drzwiami, poprzez rozpychanie się, poza ramami prawa, europejskich instytucji – powiedział Wawrzyk w programie „Republika po południu” na antenie TV Republika.
- To państwa mają o tym zadecydować, a nie brukselska biurokracja. I to jest tak naprawdę osią sporu, który toczy się między Polską a Brukselą – zaznaczył Wawrzyk i dodał, że premier podczas swojego wystąpienia w PE „zarysował jasno granice kompromisu, na który Polska jest w stanie przystać”. Jak podkreślił gość TV Republika, wypracowanie takiego kompromisu należy teraz do Rady Europy.
Wiceminister zaznaczył, że tym co go najbardziej zaskoczyło podczas debaty w Parlamencie Europejskim, to niska frekwencja. „Myślę, że te debaty nie cieszą się szczególnym zainteresowaniem europosłów, co pokazuje, że nie jest to temat, którym żyje PE” - zauważył Wawrzyk. Zadziwiający był również „fakt przerywania szefowi rządu przez prowadzącego obrady. Źle to świadczy o postrzeganiu wagi tej debaty” - podkreślił.
Premier spotkał się z szykanami
- Zwracam uwagę, że nasza opozycja mówi jakoby była szykanowana w Polskim parlamencie, to zobaczyliśmy jak to jest w PE, że nie ma możliwości wypowiedzenia się. Tutaj de facto szefowi rządu limitowano czas – zaznaczył Wawrzyk.
Kształt tej debaty źle świadczy o poziomie merytorycznym eurodeputowanych. Czysto merytoryczne argumenty przedstawione przez polskiego premiera spotykały się z „politycznymi wystąpieniami, w których dominowała chęć biczowania Polski”.
- Część europosłów nie chce przyjąć do wiadomości, że organy konstytucyjne innych państw orzekały analogicznie do naszego Trybunału Konstytucyjnego. Gdy premier Morawiecki przywoływał orzeczenia z Niemiec, czy Francji, następowała konsternacja – przypomniał Wawrzyk. Jego zdaniem świadczy to o tym, że eurodeputowani, którzy wysnuwają zarzuty wobec Polski, nie znają orzecznictwa w tej kwestii nawet własnych państw.