Mimo, że wiedzą o bestialstwie swoich żołnierzy, Rosjanie nadal popierają agresję na Ukrainę. Aż 60 procent rodaków Putina nie chce zakończenia wojny. Jak poinformował niezależny portal Meduza, jednak wyniki sondażu przeprowadzonego przez rządowe, Ogólnorosyjskie Centrum Badania Opinii Publicznej (WCIOM), wciąż są ukrywane.
Sondaż Ogólnorosyjskiego Centrum Badania Opinii Publicznej (WCIOM) przeprowadzono pod koniec czerwca na zamówienie prezydenta Rosji Władimira Putina. Ankietowanym zadano jedno pytanie: „Jedni mówią, że działania wojenne na Ukrainie należy wstrzymać jak najszybciej. Inni uważają, że działań wojennych obecnie nie należy wstrzymywać. Który punkt widzenia jest pani/panu bliższy”?
Portalowi Meduza nie udało się ustalić ile osób wzięło udział w badaniu. Wiadomo natomiast, że 57 procent uważało, że wojnę należy kontynuować, a tylko 30 procent ankietowanych odpowiedziało, że „działania wojenne na Ukrainie” należy „wstrzymać jak najszybciej”. 13 procent nie miało zdania.
Z badania wynika także, że poparcie dla wojny zależy w dużej mierze od źródeł, z których badani czerpią wiedzę. Wśród „aktywnych użytkowników internetu” za zakończeniem działań wojennych opowiada się 47 procent, a za kontynuacją – 35. Natomiast wśród tych, dla których głównym źródłem informacji jest telewizja, zwolennicy zakończenia konfliktu stanowią zaledwie 22 procent, a 68 procent takich osób opowiada się za jej kontynuowaniem.
Meduza podkreśla, że WCIOM często fałszuje dane sondaży lub ich nie publikuje z uwagi na to, że Putin jest bardzo wrażliwy na tym punkcie. Opozycyjny socjolog Grigorij Judin określił w rozmowie z portalem Meduza wyniki sondażu jako „przewidywalne”. Podkreślił, że wojnę najbardziej popierają starsi mieszkańcy Rosji oraz mieszkańcy wielkich miast, gdzie duży odsetek mieszkańców stanowią pracownicy sfery budżetowej. - To jest wojna staruszków i pracowników resortów siłowych, którzy chcą zakonserwować kraj w przeszłości – skomentował Judin. Socjolog podkreślił jednak, że jest przekonany, iż niechęć młodych ludzi do wojny nie przerodzi się w masowe protesty, przynajmniej w najbliższym czasie.