Bułgarski prezydent Rumen Radew ostro potępił w czwartek działania policji wobec uczestników antyrządowych protestów. Jego zdaniem chodziło o „wyreżyserowaną prowokację" ze strony władz, która "stworzyła pretekst do represji”. Rząd nie tylko zagroził spokojowi obywateli, ale pogłębia kryzys — powiedział szef państwa.
— Uzyskując poparcie dla swojego niedorzecznego projektu konstytucji za cenę handlu wpływami, koncesji na rzecz politycznych sojuszników lub wręcz w zamian za pieniądze, władze dokonują przestępczego targnięcia się na przyszłość Bułgarii. Te działania grożą rzuceniem kraju w otchłań długotrwałego kryzysu — ocenił Radew.
Podkreślając, że protest jest jedynym możliwym sposobem oporu, wezwał zarówno uczestników protestów, jak i siły porządkowe, by zachowały spokój i nie dawały się wciągnąć w scenariusze skompromitowanej władzy. Jedynym wyjściem z powstałej sytuacji jest bezwarunkowa i natychmiastowa dymisja rządu — podkreślił.
W Bułgarii od blisko dwóch miesięcy trwają antyrządowe protesty. Bułgarski premier Bojko Borisow w reakcji na demonstracje zaproponował rozwiązanie obecnego parlamentu i przyjęcie nowej konstytucji, co protestujący odrzucili. Partia Borisowa GERB z pewnym trudem i po kompromisach wobec partnerów koalicyjnych zebrała niezbędne podpisy i złożyła w parlamencie projekt nowej konstytucji. Zdaniem posła GERB Tomy Bikowa „oznacza to koniec rozmów o dymisji rządu”. Projekt może być rozpatrzony najwcześniej za dwa miesiące.