Prawda o Trumpie leży na Bliskim Wschodzie. O Harris także
Wśród obietnic wyborczych kandydatów na Prezydenta USA łatwo zweryfikować ich prawdziwość w oparciu o fakty. Donald Trump sprawował urząd prezydenta 4 lata. Kamala Harris od prawie 4 lat jest wiceprezydentem USA. Co ich różni?
Kandydatka Demokratów w swojej kampanii wyborczej, zrozumiawszy wagę głosów Polonii w stanach wahających się, przypomniała sobie o Polsce. Przypomniała, albo przypomniał jej ktoś ze sztabu, kto zdaje sobie sprawę, że warto w stronę Polonii rzucić kilka zdań o zagrożeniu ze strony Rosji, bo może to przysporzyć Kamali Harris wyborców. Implikowane są kolejne obietnice bezpieczeństwa Polski, które zostaną zrealizowane, gdy Kamala Harris zostanie prezydentem.
Rosyjska ruletka. Byle nie Trump
Jak Harris zadbała o bezpieczeństwo Polski w ciągu ostatnich 4 lat, będąc wiceprezydentem, nikomu przypominać nie trzeba. To za "panowania" Demokratów w osobach Biden-Harris, Władimir Putin zdecydował się najechać Ukrainę i wywołany został największy konflikt wojenny od 1945 roku.
Przy tej okazji nie wypada nie wspomnieć, że aneksja Krymu przez Rosję nastąpiła w czasie, kiedy prezydentem USA był inny przedstawiciel partii demokratycznej - Barack Hussein Obama. Z perspektywy historii wygląda to tak, jakby Putin rozgrywał swój scenariusz, przestał kiedy pojawił się w Białym Domu Trump i czekał, kiedy Trump przestanie być prezydentem.
Jak Harris mówi o pokoju, to mówi
Ukraina nie jest jedynym przykładem słabości Demokratów, którą bezlitośnie wykorzystał spadkobierca zanurzony w nostalgii za radzieckim imperium. Na Bliskim Wschodzie słowo pokój cenniejsze jest niż arcyklejnot, ale za rządów Trumpa zaczęło z wolna powszednieć. W komentarzach mediów, ekspertów to co zmieniało bieg historii całego, było nie było, świata, budziło powszechny wobec Trumpa respekt i podziw.
To za jego rządów Izrael podpisał cztery porozumienia pokojowe z państwami arabskimi, znane jako "Porozumienia Abrahamowe". To były historyczne momenty, które zapalały, jedno po drugim, światło nadziei, że w tym nader dotkliwie doświadczonym regionie świata, będącym kolebką trzech największych religii monoteistycznych, które wyznają tego samego Boga, zapanuje pokój.
Całkiem 4 lata temu Izrael, z inicjatywy Trumpa, podpisywał jedno po drugim, porozumienia z krajami arabskimi.
- Zjednoczone Emiraty Arabskie – we wrześniu 2020 roku Izrael i ZEA ogłosiły normalizację stosunków, co było przełomowym krokiem w regionie. Było to pierwsze takie porozumienie od czasu umowy z Jordanią w 1994 roku.
- Bahrajn – również we wrześniu 2020 roku, wkrótce po umowie z ZEA, Bahrajn podpisał porozumienie z Izraelem o normalizacji stosunków.
- Sudan – w październiku 2020 roku Sudan zgodził się na normalizację stosunków z Izraelem, co stanowiło kolejny znaczący krok w budowaniu bliższych więzi między Izraelem a krajami arabskimi.
- Maroko – w grudniu 2020 roku ogłoszono, że Maroko dołączyło do Porozumień Abrahamowych, nawiązując oficjalne stosunki dyplomatyczne z Izraelem.
Te umowy miały na celu wzmocnienie stabilności i pokoju na Bliskim Wschodzie, przyczyniając się do zmiany dotychczasowej dynamiki polityki regionalnej. Co z tego wzmocnienia zostało po 4 latach rządów tandemu Demokratów Biden-Harris widzimy w dojmujących obrazach mordowanych w Libanie dzieci i ofiarach ludności cywilnej, których liczba przekroczyła już 40 tysięcy (według ministerstwa zdrowia Strefy Gazy - przyp. red.).
Wizja ukryta w kolczyku
Trump miał plan. Plan znany również jako "Umowa stulecia". Był on propozycją pokojową zaprezentowaną przez jego administrację w styczniu 2020 roku, mającą na celu rozwiązanie konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Był to szczegółowy plan polityczny i gospodarczy, który obejmował różne aspekty przyszłych stosunków izraelsko-palestyńskich, z naciskiem na rozwiązanie dwupaństwowe.
Jaki plan miał/ma na rozwiązanie konfliktu izraelsko-palestyńskiego duet Biden-Harris? Jaki pomysł na zakończenie konfliktu? Minął rok. Każdy miesiąc przynosi coraz większą eskalację, coraz więcej ofiar, coraz brutalniejszą rzeczywistość. Kamala Harris, która kandyduje na najważniejszy urząd na swiecie, ma niebywałą okazję, by wykazać się jako mąż stanu, mąż opatrznościowy, ma szansę historyczną. Przywracająć pokój na Bliskim Wschodzie mogłaby uratować tysiące istnień i zapewnić sobie nie tylko pozycję numer 1 w Białym Domu. Test przywództwa właśnie się dzieje. Ludzie patrzą. Politycy kalkulują. W tej kalkulacji rozpaczliwe próby umożliwienia głosowania osobom, które nie są obywatelami USA, w nadchodzących wyborach, a które podejmują Demokraci, mówią wszystko. Reszta jest milczeniem.
Źródło: Republika