Wielu członków gabinetu ustępującego prezydenta USA Donalda Trumpa odcięło się od niego po środowych zamieszkach w Waszyngtonie. Jako jeden z nielicznych, w obronie polityka odważnie stanął sekretarz stanu Mike Pompeo.
Szef amerykańskiej dyplomacji w piątek wieczorem wziął udział w spotkaniu Republican Study Comitee, gdzie dyskutowano o przyszłości ruchu konserwatywnego w Stanach Zjednoczonych.
– Jestem dumny z tego, co osiągnęliśmy – nie tylko w kwestii bezpieczeństwa narodowego czy przestrzeni stosunków międzynarodowych, w której pracowałem, ale także z rzeczy które zrobiliśmy z rodzinami, obroną życia – podkreślił Pompeo podczas piątkowego spotkania. Zdaniem polityka, to co udało się osiągnąć ustępującej administracji, „na pewno przejdzie do historii”.
– Myślę, że historia zapamięta nas bardzo dobrze za te rzeczy, kiedy książki zostaną już napisane – powiedział sekretarz stanu USA. Zdaniem Pompeo, choć wydarzenia na Kapitolu były niewątpliwie tragiczne, to politycy, którzy dziś opuszczają prezydenta Trumpa, m.in. sekretarz edukacji Betsy DeVos i sekretarz transportu Elaine Chao, które pracowały od początku kadencji tej administracji, „nie słuchają głosu Amerykanów”
– Podczas gdy myślę, że przemoc, która miała miejsce na Kapitolu, gdzie pracujecie, była tragiczna, widziałem, jak ludzie już opuszczają prezydenta. I nie słuchają głosu Amerykanów. Ani trochę – powiedział Mike Pompeo. Szef amerykańskiej dyplomacji wyliczał również sukcesy polityki zagranicznej gabinetu Donalda Trumpa, zestawiając je z tym, co miało miejsce za czasów jego poprzednika, Baracka Obamy. W ocenie Pompeo, w okresie rządów Obamy polityka zagraniczna była „fantazją”. Administracja poprzedniego prezydenta zawierała umowy, nie patrząc na to, czy mają one szanse się utrzymać. Podejście Trumpa, które można streścić hasłem „Ameryka na pierwszym miejscu”, polityk postrzega jako znacznie bardziej realistyczne i skuteczne.
– Oznaczało uznanie tego, że naszą jedyną odpowiedzialnością jest ochrona mieszkańców Ameryki – wskazał. Mike Pompeo ocenia, że postępując w ten sposób, Ameryka zwiększa także bezpieczeństwo ludzi na całym świecie. Sekretarz stanu wskazał, że to właśnie taka filozofia polityki zagranicznej sprawiała, że Waszyngton rezygnował z wielu kwestii, takich jak członkostwo w WHO, Komisji Praw Człowieka ONZ, jak również zasad Światowej Organizacji Handlu. Zdaniem polityka, każda z tych rzeczy szkodziła bezpieczeństwu i dostatkowi Amerykanów.
– Mieliśmy rację tak czyniąc. Myślę, że 75 milionów osób nadal to rozumie, i rozumiało to w listopadzie. Obiecuję wam, że nie przestali tego rozumieć – podsumował Pompeo.