Pierwsza Dama Brigitte Macron łamie konwenanse, a co z innymi, którzy podrywają piętnastolatki?
Mdli mnie już od tych pełnych ochów i achów historii na temat miłości nauczycielki i jej ucznia. Wkurza mnie, kiedy czytam, jak to cudownie, że w końcu znalazł się ktoś, kto przełamał konwenanse i stereotypy. Wkurza mnie, kiedy słyszę, że każda z nas ma być jak Brigitte Macron - pisze Małgorzata Terlikowska.
Brigitte Macron stała się w Polsce idolką feministek. A już na pewno idolką Elizy Michalik. Do tego stopnia, że publicystka apeluje na łamach „Gazety Wyborczej”, by wszystkie kobiety były jak Brigitte Macron: „Pewne siebie, seksowne, radosne i wyluzowane, mające gdzieś księży, połajanki zakompleksionych facetów (bo mężczyznami ich nie nazwę) i infantylne umoralniające gadki”. Mają więc kobiety robić to co chcą, to na co mają ochotę, mają się przestać wstydzić swoich potrzeb, nie ukrywać, że kochają życie, fajnych i nowoczesnych facetów, nie bać się łamania konwenansów.
Po raz kolejny czytam więc o tym, jak to pani Macron stała się niemalże ikoną odwagi, podążania za własnymi pragnieniami, jak złamała stereotypy i poszła pod prąd pewnemu społecznemu porządkowi i za męża wybrała sobie ćwierć wieku młodszego mężczyznę. I strasznie mnie to złości. Dlaczego? Bo jestem matką i niekoniecznie chciałabym, żeby moi synowie czy córki na swojej drodze spotkali kogoś, kto w ten sposób przełamuje konwenanse. Dziś w zasadzie nie ma gazety, dziennika, tygodnika, portalu, który nie opisałby love story ucznia i jego nauczycielki, love story, która skończyła się rozwodem, rozbiciem rodziny i związaniem się z chłopakiem, który mógłby być spokojnie synem pani Macron. Pełno wszędzie ochów i achów, że to takie odważne i szlachetne. Paradoksalnie ochy i achy płyną spod pióra czy z ust tych, którzy w analogicznej sytuacji żadnego łamania konwenansów nie widzą, tylko przestępstwo (i słusznie, bo trzeba nazywać rzeczy po imieniu). I na przykład na mężczyznach, którzy uwodzą nastolatki, nie zostawiają suchej nitki. Do tej pory nie widziałam też zachwytów nad nauczycielkami przyłapanymi na uprawianiu seksu ze swoimi uczniami (a o takich przypadkach także media donoszą). Przecież to też było łamane konwenansów, nieprawdaż?
Czym więc różni się romans ucznia z nauczycielką mężatką od romansu na przykład nauczyciela z uczennicą, czy księdza z nastolatką z grupy parafialnej? To we Francji to jest ok, bo to postęp, odwaga, a w ogóle to nikt nie będzie mówił kobietom jak mają żyć – przekonują ci wszyscy zauroczeni Pierwszą Damą Francji.
Nie umiem się zachwycać tak jak Eliza Michalik panią Macron. Od kobiety, matki i żony i nauczycielki wymaga się jednak czegoś więcej, mianowicie dojrzałości. W tym przypadku tego zabrakło. Eliza Michalik rozpływa się w komplementach pod adresem Pierwszej Damy Francji, stawia ją za wzór dla wszystkich kobiet. Rozpacza, że wiele osób jej entuzjazmu nie podziela: „Boją się, że Brigitte stanie się dla Polek inspiracją. Boją się naszej świadomości, pragnień, woli, rozumu i tego, że mogłybyśmy wszystkie być jak ona”. A może się nie boją, tylko nie chcą, by standardy moralne wyznaczała osoba, która z moralnością sama ma na bakier?
Małgorzata Terlikowska