- Zgoda na powiązanie budżetu UE i unijnego funduszu odbudowy z mechanizmem praworządności oznaczałaby, iż mechanizm ten natychmiast zostanie użyty wobec Polski i Węgier - mówił w czwartek w stacji BBC wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński.
- Te warunki to regulacje, które - jak się deklaruje - mają na celu ochronę rządów prawa, ale w rzeczywistości te zapisy są tak niejasne, tak szerokie, że umożliwiają czysto politycznie motywowane działania, politycznie motywowane sankcje finansowe przeciwko Polsce, Węgrom, przeciwko dowolnemu państwu członkowskiemu. Ale Polska i Węgry są na celowniku od miesięcy i wiemy bardzo dobrze, że zostanie to użyte przeciwko nam już następnego dnia - mówił Jabłoński w programie BBC HARDtalk.
Jak tłumaczył, warunki do uruchomienia sankcji są tak szerokie, tak niejednoznaczne, że Komisja Europejska może rozpocząć tę procedurę przeciwko jakiemuś państwu, po prostu deklarując, że jest potencjalne ryzyko, a potencjalne ryzyko może oznaczać absolutnie wszystko.
- Już słyszeliśmy w poprzednich tygodniach z ust różnych polityków, w tym tak wysokich rangą jak wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego, że Węgry muszą być zagłodzone, finansowo zagłodzone i podobnie Polska. Nie ma wątpliwości, że ten mechanizm będzie użyty, że będzie nadużywany w najbliższej przyszłości, jeśli będzie przyjęty. Nie możemy się na to zgodzić. Zgoda na to byłaby nieracjonalna z naszej strony - podkreślił wiceszef polskiego MSZ.
Przyznał on, że unijne fundusze są ważne dla Polski, podobnie jak dla innych państw członkowskich, ale nie zgodził się z sugestią, że blokując budżet i fundusz pomocowy Polska się ich pozbawia, bo - jak wyjaśnił - akceptując mechanizm praworządności i tak by ich nie dostała. - Spójrzmy na to tak: możemy powiedzieć, że przyjmiemy teraz budżet, przyjmiemy teraz pakiet pomocowy i może on wejść w życie, ale mamy wszelkie powody, by uważać, że następnego dnia Komisja rozpocznie procedurę, która w praktyce zablokuje te fundusze - te same środki, ale tylko dla Polski i Węgier. I wtedy nie będziemy mieli nic więcej do powiedzenia - mówił Jabłoński.
Wskazał przypadki uznaniowego traktowania tego w UE, co jest zgodne z rządami prawa, a co jest ich łamaniem. Przypomniał proces powoływania sędziów w Polsce jest podobny do tego w Hiszpanii i jest znacznie mniej upolityczniony niż we Francji czy w Niemczech, gdzie politycy mogą nawet odwołać sędziów, a tylko Polsce zarzuca się łamanie rządów prawa. Przypomniał też, że za czasów poprzedniego rządu nikt nie miał zastrzeżeń, że wybrał on 13 spośród 15 sędziów Trybunału Konstytucyjnego.
Jabłoński wyraził opinię, że nieprzejednane stanowisko niektórych krajów wynika z ich sprzeciwu przede wszystkim wobec zwiększonych wydatków unijnych i wykorzystują one sytuację do zablokowania tego, ale wyraził nadzieję, że zdrowy rozsądek powróci do rozmów. - Uważamy, że są pewne kraje, bardziej nieprzejednane, jak Holandia czy Austria, które od początku chciały, by budżet był mały, nie był ambitny, które chciały cięć, gdy pandemia się zaczęła. I w lipcu zgodziły się na kompromis. Ale najwyraźniej wierzą, że nadal jest opcja, by jakoś to zablokować i chcą wykorzystać tę sytuację - wyjaśniał. Jak mówił, jest zdziwiony tym, że inne państwa są zaszokowane tym, iż Polska i Węgry postanowiły użyć swojego prawa do zawetowania zapisów, na które się nie zgadzają. Jak przypomniał, pozycja Polski w tej sprawie od początku się nie zmieniła.
Odnosząc się do tego, czy sprzeciw Polski wobec mechanizmu praworządności, a także inne kwestie, jak demonstracje w sprawie osób LGBT czy przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, szkodzą reputacji Polski, Jabłoński podkreślił, że jeśli jest wybór między dobrą reputacją a obroną interesu kraju, wybrany zawsze musi być ten drugi.
Najnowsze
Republika zdominowała konkurencję w Święto Niepodległości - rekordowa oglądalność i wyświetlenia w Internecie