Pożary w Hiszpanii: mieszkańcy winią restrykcje ekologiczne

Mieszkańcy Boca de Huérgano w hiszpańskiej prowincji León żyją w strachu i rozpaczy w obliczu niszczycielskich pożarów, które pustoszą region, zagrażając ich domom i źródłom utrzymania. Mieszkańcy otwarcie obwiniają regulacje ekologiczne i niewystarczające zarządzanie polityczne za skalę katastrofy, twierdząc, że biurokracja uniemożliwiła im skuteczną ochronę własnych terenów, zamieniając ich "raj w proch strzelniczy".
Mieszkańcy Boca de Huérgano, położonej w górach wschodniego León, podkreślają, że polityka i restrykcje środowiskowe pozostawiły ich tereny bezbronne wobec ognia. „To miasto zostało oczyszczone wokół, ale nie dzięki administracji, a dzięki lokalnej radzie, która wzięła sprawy w swoje ręce” – komentuje jeden z mieszkańców w rozmowie z OkDiario, wskazując, że oficjalne środki zapobiegawcze dotarły zbyt późno lub były niewystarczające. Inni skarżą się na sprzeczności w działaniach władz: „Miesiąc temu dostałem mandat za wycinanie zarośli, a teraz kazaliby mi biec i to robić. Na czym stoimy?”.
Frustracja przeradza się w oburzenie, gdy mowa o ograniczeniach narzuconych przez normy ekologiczne.
Jedna z mieszkanek podsumowuje to dosadnie: „Ekolodzy nie pozwalają obcinać nawet jednej gałęzi, ani zbierać suchej trawy, i to właśnie zamieniło ten raj w proch strzelniczy”. Inny mieszkaniec dodaje: „Same zakazy i przeszkody. Gdybyśmy mogli sprzątać jak dawniej, nie bylibyśmy teraz otoczeni ogniem”.
Dramat ujawnia się w bezsennych nocach, które wielu spędziło, obserwując horyzont. „O trzeciej trzydzieści nad ranem całe niebo było czerwone. Chodziło się po wsi i wydawało się, że płomienie są tuż nad głową” – relacjonuje jeden z mieszkańców. Inna kobieta opisuje powszechną bezradność: „Najtrudniejsze jest poczucie, że mijają dni, a nikt nie udziela informacji, a nagle płomienie zbliżają się do twojego domu i myślisz: tracę tutaj całe swoje życie”.
Mimo ryzyka, większość odmawia opuszczenia swoich domów. „Właściciele muszą bronić swoich domów, a jeśli trzeba oddać za nie życie, to się je odda. Tak samo, jak oddaje się za każdą inną rzecz” – stanowczo stwierdza jeden z mieszkańców. Nie brakuje również skarg dotyczących wpływu pożarów na faunę: „Były tu niedźwiedzie, jelenie, dziki… gdzie są teraz? Kto o nich pomyślał? Wszystko płonie, a ci, którzy ponoć chronią środowisko, świecą pustkami”.
Mieszkańcy krytykują, że osoby redagujące przepisy w biurach nie znają rzeczywistości wsi. „Zawsze jest ‘nie’, gdy prosi się o pozwolenie na sprzątanie czy wycinanie zarośli. Nie ma ich tu i nie widzą, co się dzieje” – wskazują. Domagają się, aby rady osiedlowe i burmistrzowie mieli większy głos w zarządzaniu terenami górskimi. „Potrzebna jest regulacja, a nie zakaz. Wspólne zarządzanie, a nie jednostronne decyzje” – podsumowuje jeden z poszkodowanych.
Oburzenie dotyka nawet ograniczeń w życiu codziennym: „Mamy dość widoku helikopterów nadzorujących rowerzystów czy ludzi na motocyklach w górach. Pewnego dnia chciałem zorganizować zawody sportowe i usłyszałem: ‘Co robią rowery w górach?’ Oczywiście, że robią, góry są po to, żeby z nich korzystać”.
Ostatecznie, powszechne jest poczucie instytucjonalnego zaniedbania, które kontrastuje z wolą mieszkańców, aby nadal dbać o swoje otoczenie. Jak podsumowuje jeden z nich: „Ochrona jest ważna, ale musimy też móc żyć i cieszyć się tymi górami. Obecna polityka jest tak absurdalna, że ani nie chroni, ani nie pozwala żyć”.
Źródło: Republika/PAP
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Jesteśmy na Youtube: Bądź z nami na Youtube
Jesteśmy na Facebooku: Bądź z nami na FB
Jesteśmy na platformie X: Bądź z nami na X