- Putin chciał powiedzieć Hello! przebywającemu w Polsce prezydentowi USA Joe Bidenowi, stąd to uderzenie rakietowe na skład paliw we Lwowie - ocenił na sobotniej konferencji prasowej mer Lwowa Andrij Sadowy.
Sadowy zwołał na sobotę na godz. 20.30 konferencję w lwowskim centrum prasowym, by odnieść się do ostrzelania z rakiet składu paliw w północnej części miasta. Jednak w momencie, gdy konferencja się zaczynała, ogłoszono kolejny alarm bombowy, co zmusiło mera oraz szefa regionalnej administracji Maksyma Kozyckiego do dużej zwięzłości w wypowiedziach. Gdy występowali na konferencji, w tle słychać było syreny alarmowe.
Kozycki poinformował o popołudniowym rosyjskim ataku na skład paliw we Lwowie, na którą spadły trzy rakiety. Zapewnił, że nie było ofiar śmiertelnych, a w związku z atakiem rany odniosło pięć osób.
Czytaj: Duda o wizycie Bidena: Po 1989 roku to jedna z wizyt absolutnie najważniejszych
Mer Sadowy przekonywał, że tym atakiem rakietowym prezydent Putin najwyraźniej chciał „powiedzieć Hello! prezydentowi Joe Bidenowi", który przebywał w Polsce, niedaleko granicy z Ukrainą.
Zapewnił zarazem, że jak Rosjanie będą podejmować próby kolejnych takich ataków, ukraińska obrona powietrzna sobie z nimi poradzi.
Atak rakietowy na skład paliw wywołał ogromny pożar. Gęsty dym był widoczny przez wiele godzin w całym mieście. Jednak próby dostania się w pobliże pożaru, podejmowane przez dziennikarzy, były torpedowane przez policję, która zablokowała wszystkie ulice dojazdowe do płonącego obiektu.