Pogorszenie się sytuacji międzynarodowej popycha coraz więcej ludzi do ucieczki z Afryki i poszukiwania miejsca w Europie poprzez szlak bałkański i Morze Śródziemne - tak obecny, niespotykany dotąd w takiej skali napływ migrantów do Włoch skomentował szef włoskiego MSZ, wicepremier Antonio Tajani. Jego zdaniem potrzebne są działania ze strony Unii Europejskiej.
Położona blisko brzegów Afryki włoska wyspa Lampedusa pęka w szwach: od piątku przypłynęło tam, głównie z Tunezji, ponad 125 łodzi z migrantami, w rezultacie czego w przepełnionym do granic ośrodku rejestracyjnym na wyspie było w niedzielę prawie 4300 osób; tak dużo, jak nigdy wcześniej i 10 razy więcej niż jest miejsc.
Cały czas prowadzony jest transfer migrantów do innych placówek w kraju, ale służby nie są w stanie przewieźć tak wielu osób, ile trzeba, by w tzw. hotspocie przywrócić względnie normalną sytuację.
Burmistrz Lampedusy Filippo Mannino apeluje do rządu o reakcję i pomoc. Jak ocenił, ogłoszenie tam stanu kryzysowego przez rząd nie przyniosło żadnych rezultatów. "Nasza cierpliwość się kończy" - stwierdził. Zaapelował do premier Giorgii Meloni, by przyjechała na wyspę i spędziła tam dwa dni.
Wicepremier Tajani powiedział w niedzielę w stacji telewizyjnej RAI News24: "Interweniujemy, by mieć sytuację pod kontrolą, ale potrzebne jest działanie ze strony UE".
Szef MSZ przyznał, że sytuacja jest skomplikowana. Jak zauważył, w Tunezji zatrzymuje się tysiące ludzi nie dopuszczając do tego, by wyruszyły w drogę, ale przybywa ich tam coraz więcej.
"Potrzebna jest strategia europejska na całym kontynencie afrykańskim. Jest ryzyko, że będzie coraz więcej migrantów z południa na północy świata" - dodał Tajani.