Zgodnie z prognozami, sprawująca władzę Liga Ludowa, ponownie osiągnęła najwyższy wynik podczas wyborów parlamentarnych w Bangladeszu. Wybory były silnie bojkotowane przez partię opozycyjną. W wyniku zamieszek zginęło 18 osób, a w 400 lokalach wyborczych wstrzymano głosowanie.
Według Reutera, sprawująca władzę partia, kierowana przez premier Hasinę Wazed może liczyć na 105 spośród 147 miejsc w jednoizbowym parlamencie. Ponadto Liga Ludowa otrzyma dodatkowe 127 miejsc w 300-osobowym Zgromadzeniu Narodowym.
Nie ma jeszcze oficjalnych danych na temat frekwencji wyborczej. Media spekulują, że wyniosła ona ok. 30 proc. Dziennik "Daily Star" donosi, że w co najmniej 41 lokalach wyborczych nie oddano ani jednego głosu.
Niska frekwencja może skłonić urzędującą premier Hasinę Wazed do porozumienia z opozycyjnym ugrupowaniem - Nacjonalistyczną Partią Bangladeszu (BNP). Partią tą kieruje była premier Begum Chaleda Zia, która uważana jest, obok Wazedy, za najbardziej wpływowego polityka w Bangladeszu.
– Niska frekwencja jest oznaką tego, że zwykli ludzie odrzucili te wybory. To głosowanie bez głosujących – stwierdził wiceprzewodniczący BNP Shamsher Mobin Chowdhury.
Wielu ludzi związanych z opozycyjnym ugrupowaniem jest więzionych lub przebywa w ukryciu, a sama Chaleda Zia utrzymuje, że od ponad tygodnia jest w areszcie domowym. Władze kategorycznie zaprzeczają takim doniesieniom.
Liderka opozycji wystosowała w piątek apel do swoich zwolenników, w którym nawoływała do „całkowitego bojkotu” wyborów. Media donoszą, że zaskutkowało to tysiącem protestujących osób, które atakowały setki lokali wyborczych. W całym kraju zginęło co najmniej 18 osób. Policja poinformowała, że podczas sześciu incydentów otworzyła ogień do działaczy opozycji.
Strajki opozycji rozpoczęły się już w październiku 2013 roku, ich celem było zmuszenie premier do ustąpienia przed wyborami i utworzenie przejściowego ponadpartyjnego gabinetu. Według organizacji pozarządowych, od października do dnia wyborów zginęło 150 osób. Przedstawiciele BNP zapowiedzieli w niedzielę utrzymanie blokad oraz wezwali do kolejnych strajków generalnych.
USA i Unia Europejska odmówiły wysłania swoich obserwatorów na wybory do Bangladeszu, wątpiąc w uczciwość tamtejszego procesu wyborczego.