Dzięki decyzji Donalda Trumpa, by nowym szefem dyplomacji USA został senator z Florydy Marco Rubio świadczy o tym, że Trump dopuszcza ludzi o mocnych poglądach katolickich do władzy.
Rubio w przeszłości nieraz wyrażał wolę przekształcenia głosów katolików w konkretną siłę polityczną. Po ogłoszeniu swej nominacji na przyszłego sekretarza stanu USA 13 listopada oświadczył, że katolicki ruch wspierający Trumpa może stać się częścią „koalicji rządzącej w tym kraju, co pozwoliłoby nam naprawdę osiągnąć wiele dla Stanów Zjednoczonych”. Senator podkreślił, że katolicy odegrali kluczową rolę w wyborze Trumpa i dał wyraz swej intencji dalszego wzmacniania tej relacji w Senacie i w administracji prezydenta.
Katoliczką jest również desygnowana na ambasadorkę Stanów Zjednoczonych przy ONZ Elise Stefanik. Obserwatorzy traktują te nominacje jako spłatę przez Trumpa długu wobec katolickich wyborców, których większość (56 proc.) zagłosowała na niego w wyborach prezydenckich z 5 listopada.
Według sondaży exit poll opublikowanych przez Washington Post, Associated Press i NBC News jasno wynika, że głos "katolików we wtorek przeważyły na korzyść byłego prezydenta Donalda Trumpa w skali kraju i w kluczowych stanach w wyborach prezydenckich w 2024 r. ".
Dziś widać, że Trump odwdzięcza się katolickim wyborcom w USA tymi nominacjami. Może uda się wreszcie sprawić, że katolicy zaczną wpływać na kształt amerykańskiego kształtowania się praw, zwłaszcza prawa do życia.
Źródło: KAI