W Hiszpanii stwierdzono już ponad 117 tys. przypadków zakażenia koronawirusem, blisko 11 tys. osób zmarło. Dlatego wiele władz miast hiszpańskich szukają za wszelką cenę sposobu, by uchronić swoich mieszkańców przed zabójczym wirusem. W gminie Zahara de La Sierra w południowej Hiszpanii znalazło sposób, by nie wpuścić wirusa do miasta. Na razie się udało.
W liczącej blisko 1600 mieszkańców gminie Zahara de la Sierra, w południowej Hiszpanii, nie stwierdzono dotąd żadnego przypadku zakażenia koronawirusem - poinformował jej burmistrz Santiago Galvan. Gmina z powodu epidemii zablokowała wjazd do fortecy, położonej na jednym z andaluzyjskich wzgórz.
Lokalne władze przypominają, że ostatni raz ta średniowieczna miejscowość obwarowała się tak w 1812 roku przed wojskami Napoleona.Z informacji publikowanych na Twitterze przez władze andaluzyjskiej gminy oraz jej mieszkańców wynika, że skuteczna obrona przez epidemią jest efektem zamknięcia w połowie marca czterech z pięciu prowadzących do Zahary de la Sierra dróg, a także ograniczenia do minimum poruszania się po miasteczku.
"Nie wychodź z domu po zakupy. Sami zrobimy je dla ciebie" - apeluje za pośrednictwem mediów społecznościowych burmistrz Santiago Galvan.
Burmistrz wyjaśnił hiszpańskiej rozgłośni Onda Cero, że tylko dwie osoby w miasteczku są uprawnione do rozdzielania zakupionej żywności i leków, a jedyna otwarta droga jest stale poddawana kontroli wjeżdżających z towarami pojazdów, a także dezynfekowana przez wolontariuszy.
"To, że jeszcze nikt u nas nie zachorował, jest najlepszym dowodem na to, że szybkie odcięcie miasteczka od świata było słuszne” - powiedział burmistrz.
Trzeba przyznać, że sposób ciekawy na wirusa.