Pełnomocnik Bundestagu ds. sił zbrojnych Hans-Peter Bartels powiedział w rozmowie z "Bildem", że elitarne jednostki Bundeshwery odczuwają braki w uzbrojeniu, a potrzebny sprzęt dzierżawią z innych oddziałów. Z kolei w Holandii amunicji brakuje tak bardzo, że na ćwiczeniach żołnierze krzyczą "pif paf" zamiast strzelać.
Gazeta pisze, że chodzi o 371. Batalion Grenadierów Pancernych z Saksonii, który uważany jest za główną siłę uderzeniową niemieckich Sił Szybkiego Reagowania NATO.
– Absolutnie niedopuszczalne jest to, że dla 900 niemieckich żołnierzy w ramach sił NATO trzeba w całej Bundeswehrze szukać do 15 tysięcy jednostek sprzętu – powiedział niemieckiej gazecie Hans-Pater Bartles, pełnomocnik Bundestagu ds. sił zbrojnych.
Według informacji "Bilda" kontrola wykazała, iż 14792 jednostki sprzętu wydzierżawiono dla batalionu z 56 innych pododdziałów, a 978 ma braki w wyposażeniu.
Cytowany przez gazetę analityk wojskowy Florian Hahn, zapytany o możliwości obronne Niemiec w przypadku zagrożenia powiedział: „Ostatecznie można stwierdzić jedynie: Niech Bóg błogosławi Stany Zjednoczone, naszego jedynego sojusznika”.
Holenderscy żołnierze imitują strzały
Problem z uzbrojeniem ma również holenderska armia. Jak informuje „The Independent” amunicji brakuje tak bardzo, że podczas ćwiczeń żołnierze muszą krzyczeć „pif paf” zamiast strzelać.
Sprawa wyszła na jaw dzięki e-mailom adresowanym przez holenderskie MON do stacji RTL Nieuws. Resort obrony tłumacząc całą sprawę stwierdził, iż brak amunicji wynika z jej „dużego zużycia” i „długiego czasu dostaw”.