Chociaż atak Iranu na Izrael był bez wątpienia poważny, mógł zakończyć się znacznie gorzej - stwierdził na antenie telewizji Sky News analityk wojskowy Sean Bell. Dodał, że największym wyzwaniem jest obecnie reakcja premiera Izraela Benjamina Netanjahu. Analityk zaznaczył, że "w przypadku innego państwa taki atak przebiłby się przez obronę powietrzną, co obserwujemy obecnie na Ukrainie".
Iran wystrzelił w nocy w kierunku Izraela ponad 300 dronów i rakiet, z czego 99 proc. z nich zostało strąconych. Tel Awiw przyznał, że "ściśle współpracował" z USA, Wielką Brytanią i Francją podczas ataku Iranu.
"Jasne jest, że atak Izraela na konsulat Iranu w Syrii, w którym zginął m.in. starszy dowódca wojskowy Iranu, postawił władze tego kraju w sytuacji bez wyjścia" - skomentował Bell. Teheran przyznał, że atak na placówkę dyplomatyczną w Syrii był przyczyną sobotniego ataku. Ekspert ocenił, że wystrzelenie dronów i pocisków miało pozwolić Teheranowi "zachować twarz".
"Wyzwanie polega teraz na tym, że Benjamin Netanjahu czasami zdaje się nie zwracać uwagi na rady dawane mu przez Waszyngton" - zauważył. Portal Axios, powołując się na przedstawicieli administracji USA, poinformował, że prezydent Joe Biden powiedział izraelskiemu premierowi, że jest przeciwny jakiemukolwiek odwetowi na Iran za jego sobotni atak.
Również Zjednoczone Emiraty Arabskie wezwały do "największej powściągliwości", aby uniknąć "wciągnięcia regionu w nowy poziom niestabilności". "Obecnie na Izrael wywierana jest presja, aby okazał powściągliwość" - potwierdził ekspert ds. międzynarodowych Dominic Waghorn.