Na ulice Buenos Aires po raz kolejny wyszli demonstranci protestujący przeciwko polityce libertariańskiego prezydenta Argentyny Javiera Mileia. Doszło do starć z policją, która użyła armatek wodnych, gazu łzawiącego i gumowych kul – podał dziennik „Pagina 12”.
W Argentynie nie ustają protesty przeciwko wprowadzanemu w życie przez Javiera Mileia programowi zaciskania pasa i cięć budżetowych, w tym masowym zwolnieniom pracowników sektora publicznego. Prezydent twierdzi, że jest to konieczne, by wyciągnąć kraj z kryzysu gospodarczego. Demonstranci zablokowali stołeczną aleję 9 Lipca, a służby porządkowe interweniowały, by udrożnić ulicę. W starciach ucierpiało ośmiu policjantów, a 10 osób zostało zatrzymanych – podał dziennik „Clarin”.
Manifestację pod hasłem „dnia walki” zwołały organizacje społeczne reprezentujące m.in. bezrobotnych i osoby pracujące poza formalnym rynkiem pracy. Według lewicowego dziennika „Pagina 12” w tłum wmieszali się policjanci w cywilu, którzy następnie brali udział w zatrzymywaniu demonstrantów. Część zatrzymanych była bita – podała gazeta. Tego samego dnia 48-godzinny strajk ogłosiły związki zawodowe wykładowców publicznych uczelni wyższych. Domagają się waloryzacji płac, a także uczelnianych budżetów, które rząd pozostawił na poziomie z 2023 roku mimo ponad 200-procentowej inflacji.
Działania Mileia, w tym obniżenie wartości peso i cięcia dopłat rządowych, dodatkowo uderzyły w portfele Argentyńczyków. Według niektórych szacunków ponad połowa społeczeństwa żyje poniżej granicy ubóstwa. Prezydent zapewnia jednak, że sytuacja już zaczyna się poprawiać, a z sondaży wynika, że ufa mu mniej więcej połowa Argentyńczyków.