Czarnecki: podział polityczny w USA silniejszy niż w Polsce
Gościem redaktora Łukasza Jankowskiego w programie "Oddaję Państwu głos" na antenie TV Republika był dziś europoseł Prawa i Sprawiedliwości Ryszard Czarnecki. Rozmowa dotyczyła wczorajszych wydarzeń w Waszyngtonie.
– Był to akt desperacji, szczyt pewnego rozgoryczenia. Przypomnę, że wyniki wyborów, zwłaszcza w tych kilku swing states, były zarzuty, że wybory zostały sfałszowane, zwłaszcza w przypadku głosów oddanych korespondencyjnie - ocenił polityk.
– I ta frustracja zaowocowała nie tylko wielkimi wiecami, ale również wejściem do gmachu Kongresu, gdzie musiano ewakuować Nancy Pelosi, czyli amerykański odpowiednik naszego Marszałka Sejmu - dodał Czarnecki.
– Osobiście nie skupiałbym się wyłącznie na efekcie, czyli wejściu siłowym do Kongresu, co oczywiście jest niedopuszczalne, ale mówił raczej o przyczynach. A przyczyną były pewne nieprawidłowości wyborcze - zaznaczył eurodeputowany.
– Proponuję to wszystkim komentatorom i politykom, aby mówić nie tylko o tych, którzy wdzierali się do Kongresu, ale również o tych, którzy odpowiadali za nie do końca jak widać akceptowane wyniki wyborów. Oczywiście, na taką skalę to zdarzyło się w USA po raz pierwszy, jednak nie buduje to autorytetu tego kraju - ocenił.
– I tak jak niegdyś pouczali nas zagraniczni politycy, tacy jak była już ambasador Mosbacher, tak teraz my możemy pouczać Amerykanów, jak zabezpieczać parlament - wskazał rozmówca TV Republika.
– To z całą pewnością nie poprawi wizerunku USA na świecie. Zwracam jednak uwagę, Stanach Zjednoczonych jest taka struktura, że za część służb odpowiadają gubernatorzy. Nie można oskarżać wyłącznie władz federalnych o to, że te służby nie były w stanie powstrzymać tej grupy ludzi. Cała sytuacja będzie na pewno wykorzystywana przez Demokratów jako propagandowy „kij bejsbolowy”. Wskazuje ona również na głębokie podziały - zauważył Ryszard Czarnecki.
– Ameryka jest podzielona znacznie bardziej niż w Polsce. Amerykańska kampania prezydencka jest nie tylko najdroższą na świecie, ale i najbardziej brutalną kampanią wyborczą - wskazał europoseł.