Pasażerowie metra w stolicy Argentyny, Buenos Aires, musieli w piątek zapłacić za bilety o 360 proc. więcej, niż poprzedniego dnia. To jedna z najbardziej drastycznych podwyżek wiązanych z polityką zaciskania pasa prezydenta Javiera Mileia.
Ceny biletów na jednorazowy przejazd metrem w Buenos Aires - najstarszym w Ameryce Łacińskiej - wzrosły ze 125 pesos (55 gr) do 574 pesos (2,54 zł). To wynik czwartkowej decyzji sądu, który zniósł tymczasową blokadę wzrostu cen, wprowadzoną na wniosek lewicowej opozycji.
Według władz argentyńskiej stolicy oraz zarządzającej metrem firmy SBASE podwyżka jest konieczna z uwagi na wzrost kosztów operacyjnych, wynikający z inflacji. Ta wynosi w ujęciu rocznym prawie 290 procent. Na kolejne miesiące zapowiedziano kolejne podwyżki. Od początku czerwca bilety będą kosztować 650 pesos (2,88 zł), a od początku sierpnia – 757 pesos (3,35 zł).
Ceny biletów komunikacji publicznej to wrażliwa kwestia w Ameryce Łacińskiej, gdzie istnieje duże rozwarstwienie społeczne. W 2019 roku stosunkowo nieznaczny wzrost cen biletów na przejazd metrem w Santiago stał się zapalnikiem dużych antyrządowych protestów i zamieszek w Chile.
Rosnące ceny transportu to jeden z elementów drastycznego wzrostu kosztów życia w Argentynie, gdzie według niektórych szacunków połowa społeczeństwa żyje poniżej granicy ubóstwa. Sytuacja materialna wielu rodzin dodatkowo pogorszyła się z powodu liberalnych reform, wprowadzanych przez zaprzysiężonego w grudniu prezydenta.
Javier Milei obciął dotacje do transportu, odmroził ceny niektórych towarów i obniżył kurs peso względem dolara, co przyczyniło się do skokowego wzrostu kosztów życia. Obniżył też realne emerytury i wynagrodzenia w sektorze publicznym. Prezydent twierdzi, że reformy są konieczne, by wyciągnąć Argentynę z kryzysu i powstrzymać inflację, a kraj wypracował w pierwszych miesiącach roku nadwyżkę budżetową.