Premier Iraku Nuri al-Maliki zapowiedział, że siły rządowe pokonają "wszystkie grupy terrorystyczne" w prowincji Anbar, gdzie organizacja związana z Al-Kaidą całkowicie opanowała miasto Faludża.
- Nie spoczniemy, póki nie pokonamy wszystkich grup terrorystycznych i póki nie ocalimy naszych ludzi w Anbarze, prowincji na zachodzie Iraku - oświadczył Maliki, którego wypowiedź przytoczyła państwowa telewizja Irakija.
Przedstawiciel sił bezpieczeństwa w prowincji Anbar potwierdził wcześniej w sobotę, że siły rządowe straciły tego dnia całkowicie kontrolę nad Faludżą, która dostała się w ręce powiązanej z Al-Kaidą ekstremistycznej organizacji Islamskie Państwo Iraku i Lewantu. Dodał jednocześnie, że "sektory wokół Faludży, położonej 60 km na zachód od Bagdadu, są pod kontrolą lokalnej policji".
- Miasto wygląda jak wymarłe, słychać tylko strzały. Oprócz uzbrojonych ludzi, na ulicach nikogo nie widać. Wszystkie sklepy są zamknięte - opisał sytuację w Faludży jeden z jej mieszkańców. Przedstawiciel lokalnych władz powiedział w irackiej stacji telewizyjnej Alsumaria News, że z obawy przed walkami z Faludży uciekło już kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców.
Według danych irackiego MSW, w piątek w Faludży i Ramadi w walkach między iracką armią a zbrojnymi grupami zginęło co najmniej 32 cywilów i 71 bojowników Al-Kaidy. Do starć doszło w następstwie rozbicia na początku tygodnia sunnickiego obozu antyrządowych demonstrantów w Ramadi. Następnie walki rozlały się na Faludżę.
Sytuacją w prowincji Anbar zaniepokojone są USA. - Barbarzyństwo ekstremistów z ugrupowania Islamskie Państwo Iraku i Lewantu wobec cywilów jest wszystkim znane - oświadczyła w Waszyngtonie rzeczniczka Departamentu Stanu.
Prowincja Anbar, zamieszkana w większości przez sunnitów, jest głównym ośrodkiem protestów przeciwko zdominowanemu przez szyitów rządowi Malikiego. Społeczność sunnicka oskarża premiera o dążenie do zmarginalizowania tej mniejszości.