1/3 rosyjskich sił zbrojnych już na Ukrainie. Co oznacza ostatni atak na Kijów?
Niedzielny rosyjski atak rakietowy na Kijów był najpoważniejszym uderzeniem na stolicę Ukrainy od 29 kwietnia. Ostrzał zakładów zbrojeniowych Artem należy odczytywać jako sygnał Kremla wobec Zachodu w kontekście trwającego szczytu G7 i planów dalszego wsparcia strony ukraińskiej, ocenił w najnowszym raporcie amerykański Instytut Badan nad Wojną (ISW).
W opinii analityków z waszyngtońskiego think tanku ataki rakietowe należy bezpośrednio wiązać z ważnymi wydarzeniami międzynarodowymi, których celem jest pomoc Ukrainie. Jak zauważono w komunikacie ISW, poprzedni zmasowany ostrzał Kijowa zbiegł się w czasie z wizytą w tym mieście sekretarza generalnego ONZ Antonio Guterresa.
Obranie na cel zakładów Artem, produkujących m.in. pociski rakietowe i komponenty sprzętu lotniczego, miało demonstracyjny charakter. Jak podkreślono w raporcie ISW, rosyjskie siły zaatakowały przedsiębiorstwo rakietami wystrzelonymi z bombowców operujących w rejonie Morza Kaspijskiego, wykorzystując maksymalny możliwy zasięg tego uzbrojenia.
Według ISW władze na Kremlu starają się dostosowywać rosyjskie ustawodawstwo, aby przeprowadzić "ukryty" pobór do wojska bez ogłaszania powszechnej mobilizacji. Amerykański ośrodek wskazał w tym kontekście, że Duma Państwowa, niższa izba parlamentu Rosji, ogłosiła plany rozpatrzenia poprawki do ustawy o służbie wojskowej, umożliwiającej oferowanie kontraktów młodym mężczyznom natychmiast po osiągnięciu przez nich pełnoletności lub ukończeniu szkoły średniej, bez wcześniejszej konieczności odbycia służby jako poborowi.
Amerykański think tank podkreślił, powołując się na szefa ukraińskiego wywiadu wojskowego generała Kyryła Budanowa, że armia agresora zaangażowała już na Ukrainie 330 tys. żołnierzy, co stanowi ponad jedną trzecią wszystkich rosyjskich sił.