NO TO RESPECT. O „drobnej zmianie” w logo Realu
Sprawa dotycząca „drobnych zmian” w logo Realu Madryt wypłynęła na światło dzienne wczoraj, jednak w rzeczywistości, z podobną sytuacją mamy do czynienia od lat. Często obecnie przytaczany przykład usunięcia krzyża z logo Realu Madryt, nad parkiem promocyjnym, w jednym z krajów arabskich, nie był pierwszym przejawem tolerancji dla „nietolerancji” w sporcie. Nietolerancji specyficznie rozumianej. Ktoś nie mógł znieść widoku krzyża, nie tolerował go.
W świetle przepisów federacji piłkarskich, klub nie może łamać praw krajów, w których występuje. Jako przykład można przytoczyć sytuację z Ligi Mistrzów, kiedy to Real Madryt musiał zagrać bez loga swojego sponsora, ponieważ reklama nie była zgodna z prawem szwajcarskim – promowała zakłady bukmacherskie. Podobna sytuacja wydaje się zrozumiała, jednak w tej kwestii chodzi o coś więcej.
Real Madryt cieszy się wyjątkowym przywilejem– jako jedyny otrzymał tytuł królewski od samego króla. Są inne hiszpańskie kluby, które mają w nazwie słowo królewski (Real), jednak to one nadawały sobie tę część nazwy jako oddanie chwały hiszpańskiemu monarsze. W przypadku Realu to sam król uczynił go „swoim”. Dumny Real po 84 latach de facto rezygnuje z tego przywileju w imię nie tylko pieniędzy, ale i nijakości. Kluby wielkie to te, które w swoją historię mają wpisane szczególne zasługi – nie tylko na boisku.
Działacze organizacji związanych z Realem Madryt, od lat czynią ustępstwa na rzecz kultury arabskiej, a może warto ją nazwać kulturą szejków, bo o pieniądze tu chodzi. Standardowe formy treningowe są zastępowane w ten sposób, aby pasowały do wymagań wschodnich gospodarzy. Dzieci szkolone w azjatyckich oddziałach szkółek Realu nie rozpoczynają modlitwy, dopóki trener nie zejdzie do szatni. Nie mogą zobaczyć trenera, który nie modli się z nimi. Natomiast podczas obozów szkoleniowych w krajach europejskich, nie przewiduje się możliwości uczestniczenia dzieci w niedzielnej Mszy Św.
Real dumny ze swej historii, w przeszłości postrzegany jako klub katolicki, rywalizujący z „niewierną” katalońską Barceloną, dziś poczynił kolejny krok w kierunku przeciwnym do swojej wspaniałej historii. Działacze Los Biancos potraktowali klub bardziej jako worek z pieniędzmi, niż jako grupę ludzi reprezentująca wspólne wartości.
Stadion madryckiego klubu nosi nazwę "Estadio Santiago Bernabeu" - stadion świętego Barnaby. Wkrótce również ona zostanie zmieniona. Nowy obiekt najprawdopodobniej zostanie nazwany "IPIC Bernabeu". Siedzibą firmy IPIC jest Abu Dhabi.
Niech tą wartością będzie ten „respekt” promowany przez FIFE. Szacunek dla wszystkich. Nie tylko dla bogatych. Skoro nieważne ma być wyznanie, a sport ma promować szacunek ponad podziałami, to powinien to robić na zasadzie „pomimo że jesteśmy różnie to szanujmy się” a nie „zrównajmy się, bądźmy tacy sami, wtedy możemy się szanować”.
Coraz częściej kluby piłkarskie „sprzedają się „nie zważając na swoje tradycje. FC Barcelona w przeszłości nie tolerowała na swoich koszulkach komercyjnych reklam. Niedawno dopuściła UNICEF, który promował pomoc najuboższym dzieciom, aby zmieniono go na Quatar Fundacion – czysto dochodową organizację.
Pozostaje pewna „mała” grupa osób, dla których sport to coś więcej, niż pieniądze z nim związane.