Washington Wizards przegrali na wyjeździe z Atlanta Hawks 89:120. Dla drużyny Marcina Gortat jest to najwyższa porażka w sezonie. Polski środkowy rozegrał przeciętne spotkanie. Przebywał na parkiecie 19 minut i 26 sekund, w ciągu tego czasu zdobył 10 punktów i zanotował tylko 2 zbiórki.
W meczu czołowych drużyn Konferencji Wschodniej, liderzy z Atlanty nie dali szans rywalom. Wygrali ósme kolejne spotkanie, co jest obecnie najdłuższą serią sukcesów w lidze. „Jastrzębie” na przestrzeni ostatnich 24 spotkań wygrali 22 mecze.
Marcin Gortat zanotował najkrótszy występ w sezonie, chociaż nie można mieć zastrzeżeń do jego skuteczności. Trafił cztery z pięciu rzutów za dwa punkty i dwa z trzech wolnych, ale miał tylko po jednej zbiórce w obronie i w ataku, asystę, trzy straty i dwa faule.
Najwięcej punktów dla gości zdobyli John Wall – 15, który zanotował także osiem asyst, ale i tyle samo strat, Nene dodał 14 pkt, Kevin Saraphin – 13 i Bradley Beal – 12. W drużynie „Jastrzębi” aż ośmiu graczy uzyskało dwucyfrowe zdobycze punktowe, a wyróżnili się Kyle Korver – 19, DeMarre Carroll - 16, Al Horford – 15, Macedończyk Pero Antic - 12 i Jeff Teague – 11 i 10 asyst.
Wizards w połowie trzeciej odsłony zdołali jednak zmniejszyć straty do dwóch punktów. Swój udział w tej pogoni miał Gortat, który zdobył w tym okresie osiem punktów, ale miał także dwie straty, które tego dnia były plagą jego drużyny.
Czwartą kwartę, w której Gortat już nie wyszedł na boisko, zespoły rozpoczynały przy prowadzeniu Hawks 87:77. Goście podtrzymali nadzieje na wygraną tylko po kilku akcjach, gdy zmniejszyli straty do 89:87. Od tego momentu zaczął się jednak festiwal celnych rzutów miejscowej drużyny oraz nieskutecznych akcji i strat ekipy trenera Randy’ego Wittmana. „Jastrzębie” do samego końca meczu powiększali przewagę.
Do tego meczu Wizards byli zespołem najlepiej rzucającym za trzy punkty w całej lidze, ale w niedzielę dostali lekcję na ten temat. Trafili zaledwie pięć z 20 takich prób podczas gdy rywale 16 z 31. Z kolei Kyle Korver z Atlanty potwierdził, że zasłużenie jest liderem NBA w klasyfikacji najskuteczniejszych wykonawców „trójek” – trafił pięć z siedmiu takich rzutów.
W kolejnym meczu Wizards spotkają się we wtorek w Waszyngtonie z broniącymi tytułu San Antonio Spurs.
W pozostałych spotkaniach Miami Heat niespodziewanie pokonali na wyjeździe Los Angeles Clippers 104:90. Cichym bohaterem ekipy z Florydy był Hassan Whiteside, który uzyskał 23 punkty i 16 zbiórek. 25-letni środkowy jeszcze dwa miesiące temu szukał klubu w NBA.
Whiteside na parkiecie pojawił się w połowie pierwszej kwarty, gdy jego drużyna przegrywała 8:19. W 43 sekundy zdobył sześć punktów i Heat znów złapali kontakt z rywalami. W całym meczu trafił 10 z 13 rzutów z gry.
- To jeszcze dla mnie wciąż szaleństwo, że występuję w takiej drużynie jak Heat. Po prostu zawsze staram się grać najlepiej jak potrafię, by udowodniać ludziom, że długo się mylili co do mojej osoby - powiedział Whiteside.
Do NBA trafił w 2010 roku, wybrany z 33. numerem w drafcie przez Sacramento Kings. Przez pierwsze dwa lata na parkietach NBA spędził łącznie mniej niż dwie godziny. Później długo leczył kontuzję, a następnie tułał się po klubach w D-League. Występował także w lidze libańskiej i chińskiej, gdzie został m.in. najlepszym obrońcą sezonu. Przed obecnymi rozgrywkami większość klubów NBA nie zapraszała go nawet na testy. Heat podpisali z nim kontrakt niespełna dwa miesiące temu.
- Wcześniej nie zwracaliśmy na niego uwagi. Ani ja, ani 29 pozostałych trenerów w NBA. Dziś grał wspaniale - przyznał szkoleniowiec Clippers Doc Rivers.
- Pozwoliliśmy mu na zbyt wiele. Zagrał bardzo dobrze, bardzo efektywnie. To on przesądził o wyniku meczu - Whiteside'a komplementował Blake Griffin, który dla pokonanych zdobył 26 pkt. Więcej punktów dla Heat uzyskał tylko Chris Bosh - 34.
Bez LeBrona Jamesa nie radzi sobie ekipa Cleveland Cavaliers, która przegrała piąty mecz z rzędu. Tym razem uległa na wyjeździe Sacramento Kings 84:103. Wśród "Królów" prym wiódł DeMarcus Cousins - 26 pkt i 13 zbiórek. W pokonanej ekipie wyróżnił się Kevin Love - 25 pkt i 10 zbiórek.
- To wyglądało tak, jakby Kings wyszli na parkiet i od razu dali nam w twarz. A kiedy nasza strata wzrosła do 10 punktów po prostu zwiesiliśmy głowy - przyznał Love.
Dwie dogrywki były potrzebne do wyłonienia zwycięzcy meczu Memphis Grizzlies - Phoenix Suns. Gospodarze wygrali 122:110, a świetnie w ich szeregach spisał się Zach Randolph, który uzyskał 27 punktów i 17 zbiórek.
Na parkiecie hali Staples Center w Los Angeles koszykarze Portland Trail Blazers pokonali Los Angeles Lakers 106:94. Drużyna ze stanu Oregon odniosła czwarte zwycięstwo z rzędu i w tabeli Konferencji Zachodniej zajmuje drugie miejsce. Do triumfu gości poprowadził Damian Lillard, który zdobył 34 pkt. Dokładnie połowę uzyskał w ostatniej części gry.