Po prawdziwym horrorze Vive Tauron Kielce pokonali Flensburg-Handewitt 29:28 i po raz drugi z rzędu awansowali do Final Four Ligi Mistrzów.
Wczoraj kibice byli świadkami prawdziwej twardej gry, godnej dwóch kandydatów do awansu do Final Four. Wynik spotkania zmieniał się jak w kalejdoskopie i żadna z ekip nie była wstanie wyprowadzić sobie kilku bramkowej przewagi. Po pierwszej połowie z prowadzeniem 14:13 do szatni schodzili kielczanie.
Jednobramkowe prowadzenie w piłce ręcznej, to żadna przewaga i szybko potwierdziło się to po zamianie stron. Po przerwie przebudził się bowiem najskuteczniejszy w pierwszym spotkaniu Holger Glandorf. Po prawdziwej wymianie ciosów, w 57. minucie Vive wyszło na prowadzenie 28:26 i mogło się przez chwilę wydawać, że awans jest już niemal pewny. Niemcy jednak udowodnili, że w ćwierćfinale nie znaleźli się przypadkiem. W 60 minucie znów był remis 28:28. Na mniej niż 30 sekund przed końcem zimną krew zachował Krzysztof Lijewski, który zdobył 29. trafienie. Goście wiedzieli, że jeśli chcą jechać do Kolonii, muszą w końcówce spotkania zdobyć jedną bramkę. Byli blisko, jednak nie zdążyli już wyrównać.
Po meczu ostro dyskutowali z sędziami sygnalizując, że wraz z końcową syreną jeden z zawodników z Flensburga był faulowany i powinien zostać podyktowany rzut karny. Chwilowa konsternacja na trybunach szybko zamieniła się w wybuch radości z trzeciego awansu do Final Four Ligi Mistrzów piłkarzy ręcznych.