W obecności prawie 70 tys. kibiców zostaną wieczorem na Stadionie Narodowym w Warszawie zainaugurowane mistrzostwa świata siatkarzy. Po ceremonii otwarcia zostanie rozegrany mecz Polska - Serbia. Impreza zakończy się 21 września, finałem w katowickim Spodku.
– To będzie historyczny moment i od tego dnia zaczniemy pisać nowy rozdział siatkówki na świecie – powiedział prezes PZPS Mirosław Przedpełski.
Stadion Narodowy przeszedł transformację. Na boisku piłkarskim stanął parkiet siatkarski, a wokół wyrosły kolejne miejsca dla kibiców, tak by pomieścić ich jeszcze więcej.
– Biletów sprzedaliśmy ok. 63 tys. Gdy jednak doliczymy obsługę imprezy, zaproszonych gości i dziennikarzy będzie na widowni prawie 70 tys. ludzi – obliczył prezes polskiej federacji.
Polacy na medal mistrzostw świata czekają osiem lat. W 2006 roku w Japonii, pod wodzą Argentyńczyka Raula Lozano, sięgnęli po srebro. Na najwyższym stopniu podium stanęli tylko raz - dokładnie 40 lat temu.
– Pięknie by było, gdyby koło się teraz zatoczyło. Oczekujemy wyniku na poziomie podium. Siatkarze mieli wszystko, czego potrzebowali, dlatego wiemy, że stać ich na medal – dodał Przedpełski.
Sami zawodnicy do pierwszego meczu podchodzą ze spokojem. – Oczywiście zwycięstwo jest bardzo ważne, ale to bardzo długi turniej i to spotkanie nie jest na śmierć i życie. Jeśli przegramy, będziemy musieli szybko o tym zapomnieć, by skupić się na kolejnym rywalu – ocenił kapitan biało-czerwonych Michał Winiarski.
W niedzielę podopieczni Stephane'a Antigi przeniosą się do Wrocławia. A tam zmierzą się kolejno z Australią (2 września, godz. 20.15), Wenezuelą (4.09, 20.15), Kamerunem (6.09, 20.15) i Argentyną (7.09, 16.30).