dr Żółtaniecki: To był manifest filozoficzny Donalda Trumpa, który mógł być wygłoszony tylko w Warszawie
Dzisiejszą wizytą Trumpa w rozmowie z Marcinem Bąkiem komentowali naukowcy – prof. Tadeusz Marczak historyk i dr Ryszard Żółtaniecki, socjolog z Collegium Civitas i dyplomata. – Pozycja Polski już rośnie. Ona rosła na naszych oczach, najpierw w regionie. Pamiętajmy, że to Polska była gospodarzem tego ciepłego, twórczego wydarzenia, mowa o szczycie państw Trójmorza. Jeszcze niedawno wydawało się, że to odgrzewana koncepcja Piłsudskiego, że to anachroniczne, a nagle zaczęło to nabierać sensu – powiedział dr Żółtaniecki.
– Należy to połączyć z kryzysem Unii Europejskiej. Nie możemy traktować Trójmorza jako alternatywy wobec Unii Europejskiej, ale może to być wartość dodana. Fakt, że spotkanie miało miejsce w Warszawie i był na nim obecny Donald Trump to nadało wyjątkowy sens tej inicjatywie – dodaje dr Żółtaniecki.
"Widać, że Trump przestudiował szczegóły"
– Do tego wystąpienie, Trump nie musiał, ale się przygotował. Mógł powiedzieć okrągłe słowa, sympatycznie się przywitać i wszystkich pozdrowić, ale on się starannie przygotował. To było bardzo złożone wystąpienie, to było coś w rodzaju manifestu Donalda Trumpa. Manifestu filozoficznego, jeśli chodzi o cały świat. Dlaczego został wygłoszony w Warszawie? Bo to jedno z nielicznych miejsc znaczących, które przykuwa uwagę świata. Gdyby to wygłosił w USA, to byłoby to płaskie, w zachodniej Europie byłoby bardzo „nieapropo”. Ten zbieg okoliczności spowodował, że cały świat patrzył na nas. Cały świat z ust prezydenta Stanów Zjednoczonych poznał historię Polski. Trump nie popełnił żadnego błędu. Do tego cudowna alegoria z przesmykiem Alej Jerozolimskich w powstaniu warszawskim, widać, że Trump przestudiował szczegóły. W kwestii oralnej, to był prosty, ale nośny język. Podkreślam również, że prezydent Duda stanął na wysokości zadania, a nie jest to łatwe z Trumpem – zauważa dr Ryszard Żółtaniecki.
Prowadzący program Marcin Bąk pytał o to, czy koncepcja Trójmorza ma szanse na powodzenie. – Wydaje mi się, że jest ona realna. Ma mocne wsparcie, ze strony największego mocarstwa świata, które nie ukrywajmy, że działa również we własnym interesie. Przytoczę fakt historyczny, że koncepcja Piłsudskiego, była mocno popierana przez klasyka geopolityki Mackindera. W 1919 r. Mackinder zalecał na posiedzeniu rządu brytyjskiego poparcie federacji Polski, Ukrainy i krajów kaukaskich. Oczywiście u Piłsudskiego wchodziła w ten skład również Białoruś. Na wniosek lorda Churchila rząd brytyjski odrzucił tę koncepcję. W tym momencie imperium brytyjskie przegrało II wojną światową. Doszła do władzy koncepcja bloku kontynentalnego pod postacią paktu ribbentrop-mołotow. Amerykanie nie popełnią tego błędu, zaangażowali się i popierają tę koncepcję, która jest ważna dla pokoju światowego i pozycji Stanów Zjednoczonych – dostrzegł prof. Tadeusz Marczak.
"Musimy dbać o własne interesy, to jest podstawa"
– Nasze interesy są zbieżne z interesami Amerykańskimi. Nie dokonujemy sumiennego bilansu w naszej polityce zagranicznej, np. nasza obecność w Unii Europejskiej. Czy przynosi nam korzyści, czy tak jak jeden z autorów twierdzi, że do dotacji dokładamy. Oficjalnie się już mówi, że lwią część zwracamy państwom starej unii, a niektórzy twierdzą, że wręcz do tego dokładamy. Dotacje unijne wyglądają jak bratnia pomoc Związku Radzieckiego, której najwyższym wyrazem była zbrojna agresja. Musimy dbać o własne interesy, to jest podstawa. Jedyne kryterium oceny skuteczności polityków jest to na ile realizują interes narodowy – zakończył prof. Marczak.