„Zmiany proponowane przez KE mogą całkowicie zniwelować potencjał bojowy Obrony Terytorialnej” [WYWIAD]
– Zmiany proponowane przez KE mogą całkowicie zniwelować potencjał bojowy powstającej właśnie w Polsce Obrony Terytorialnej – mówi w rozmowie z portalem telewizjarepublika.pl Bartosz Saramak. – Wierzymy, że nowy polski rząd nie ugnie się pod naciskiem oderwanych od rzeczywistości, unijnych biurokratów i nie pozwoli rozbroić Polaków – dodaje wiceprezes Mazowieckiego Towarzystwa Strzeleckiego i zarazem instruktor strzelectwa sportowego.
Telewizjarepublika.pl: W dniu 18.11.2015 Komisja Europejska przyjęła poprawkę do Dyrektywy 91/477/EEC, która po transpozycji w krajach członkowskich, w znacznym stopniu zaostrzy prawa dostępu do broni. Czy to skutecznie zapobiegnie aktom terroru?
Bartosz Saramak: Myślę, że skutek będzie raczej odwrotny. Dobitnie o tym świadczy przykład Wielkiej Brytanii, gdzie w okresie rządów Partii Pracy za Tonego Blaira, wprowadzono bardzo zbliżone uregulowania. Nie uchroniło to jednak Zjednoczonego Królestwa, przed kolejnymi aktami terroru, dokonywanymi zarówno przy pomocny nielegalnie posiadanej broni palnej, materiałów wybuchowych, ale i narzędzi takich jak maczety czy noże. Ubocznym skutkiem regulacji było natomiast wytworzenie gigantycznego czarnego rynku broni palnej, z którym brytyjska policja walczy po dziś dzień. Wielu posiadaczy zarejestrowanej broni, chcąc zapobiec konfiskacie od razu zgłosiła jej zaginiecie lub kradzież, pozbawiając tym samym służby państwowe jakiejkolwiek nad nią kontroli.
Myślę, że podobna sytuacja powtórzyłaby się w całej Unii Europejskiej, zamieniając nasz kontynent w gigantyczny bazar nielegalnie posiadanej broni, nad którą służby państw członkowski przestałyby mieć jakąkolwiek realną kontrolę. Krótko mówiąc, wejście dyrektywy w życie w jej obecnym kształcie, wbrew intencjom Komisji Europejskiej, uczyniłoby z UE istny raj dla terrorystów oraz zorganizowanych grup przestępczych zajmujących się szmuglem i sprzedażą nielegalnie posiadanej broni. Zapewne w dłużej perspektywie zaowocowałoby to również całkowitym zniesieniem Strefy Schengen.
Warto również podkreślić, iż sam pomysł, aby do wprowadzenia w życie zapisów omawianej dyrektywy wykorzystać ostatni zamach terrorystyczny przeprowadzony w Paryżu wydaje się wyjątkowo absurdalny. Zamachowcy użyli bowiem nielegalnie przeszmuglowanych z Libii lub Bałkanów karabinów maszynowych (samoczynnych), funkcjonalnie odmiennych od broni samopowtarzalnej, której posiadania chcą zakazać europejscy urzędnicy. Trzeba przypomnieć, że tego typu broń maszynowa (samoczynna) jest w chwili obecnej w zasadzie niedostępna dla cywilnych użytkowników w całej Unii Europejskiej i nie może być przez nich legalnie posiadana, dlatego idąc tym tokiem myślenia nie ma potrzeby zakazywać czegokolwiek.
Nowa dyrektywa to problem dla Polski?
Nowa dyrektywa stanowi poważny problem dla Polski i to w co najmniej kilku kluczowych aspektach. Po pierwsze implementacja postanowień nowego europejskiego prawa oznaczałaby zauważalne osłabienie polskiego potencjału obronnego, ze względu na całkowite zniszczenie i zaprzepaszczenie wieloletnich wysiłków klubów strzeleckich oraz organizacji pro-obronnych, których owocem jest powstanie dosyć dobrze zorganizowanej, wyposażonej i przyzwoicie wyszkolonej grupy obywateli zdolnych do obrony naszego kraju. Zresztą, według najnowszych założeń Ministerstwa Obrony Narodowej to właśnie na nich oprzeć się ma tworzona właśnie Obrona Terytorialna.
Kolejnym ciosem byłaby likwidacja cywilnego rynku broni palnej i tym samym znaczne ograniczenie produkcji w Fabryce Broni w Radomiu, której to sprzęt jest aktualnie bardzo chętnie kupowany przez cywilnych strzelców zarówno w Polsce, jak i za granicą. Już na starcie osłabiony zostałby więc istotny komponent odbudowywanego właśnie polskiego przemysłu obronnego.
Kolejnym problemem byłaby destrukcja bardzo żywo rozwijającego się w ostatnich latach strzelectwa sportowego oraz ruchu rekonstrukcyjnego. Z jednej strony, zniszczono by (nie tylko w Polsce, ale i całej Europie) takie dyscypliny sportowego strzelectwa dynamicznego jak: IPSC, IDPA czy 3GUN. Niewątpliwie byłaby to niepowetowana strata dla całego środowiska sportowego. Straciliby też rekonstruktorzy, którzy nie mogliby już posiadać niektórych hukowych lub zdezaktywowanych (tj. trwale pozbawionych cech użytkowych, a wiec zupełnie niesprawnych) modeli wojskowej broni, co wydaje się być już zupełnym kuriozum.
Trzecim newralgicznym obszarem jest kultura. Przyjęcie dyrektywy mogłoby spowodować gigantyczne straty w obszarze polskich dóbr kultury, za jakie niewątpliwie uznać należy zabytkową broń wytworzoną przed drugą wojną światową. Z uwagi na fakt, iż definicja broni objętej zakazem posiadania, zaproponowana przez Komisję jest na tyle nieostra, iż podciągnąć pod nią można nawet takie konstrukcje strzeleckie jak np. przedwojenny polski pistolet VIS, będący obecnie prawdziwym białym krukiem na europejskim rynku kolekcjonerskim. Zakładając najczarniejszy scenariusz, tego typu perełki polskiej (ale i nie tylko) myśli rusznikarskiej trafią do hutniczego pieca…
To z kolei nasuwa pytanie, które być może powinno być postawione w pierwszej kolejności – jakie prerogatywy oraz legitymacje demokratyczną ma Komisja Europejska aby w ten sposób podważać prawo milionów uczciwych Europejczyków nie tylko do obrony, ale i własności prywatnej! Skoro dziś można rekwirować i niszczyć prywatną broń, to czemu za kilka lat nie przeprowadzić akcji rekwizycji i złomowania zabytkowych samochodów, które nie spełniają norm emisji spalin i stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu drogowego?
Wspomniał Pan o obronie terytorialnej. Czy proponowane zmiany KE mogą stanowić przeszkodę dla tworzących się w Polsce struktur cywilnej obrony?
Niestety zmiany proponowane przez KE mogą całkowicie zniwelować potencjał bojowy powstającej właśnie w Polsce Obrony Terytorialnej. Wydawać by się mogło, że problem ten można dosyć łatwo przezwyciężyć, tworząc centralne magazyny broni dla poszczególnych jednostek OT. W praktyce jednak problem leży zupełnie gdzie indziej. Kwestią kluczową są bowiem umiejętności żołnierzy oraz niebagatelny koszt ich podtrzymania. Nie zapominajmy, że broń jest tylko narzędziem, które wykorzystuje strzelec. Im jest on bardziej doświadczony i lepiej z konkretnym egzemplarzem broni obeznany, tym lepiej ją „czuje” i oczywiście tym celniej strzela.
Nie oszukujmy się jednak, że nasze niezbyt zamożne państwo będzie w stanie zorganizować nieograniczoną liczbę szkoleń strzeleckich dla każdego ochotnika. Aby żołnierze tworzący OT byli naprawdę dobrymi strzelcami i przedstawiali wysoką wartość bojową, muszę ćwiczyć z prywatną bronią we własnym zakresie. Tak jest w Finlandii, która obecnie najgłośniej protestuje przeciwko najnowszemu pomysłowi KE. Mimo, iż Finowie są od nas zdecydowanie majętniejszym narodem, to wiedzą doskonale, że rdzeń potencjału obronnego buduje się na cywilnych strzelnicach, dzięki broni i amunicji zakupionej za prywatne pieniądze przez entuzjastów, chcących i potrafiących bronić swojej ojczyzny. Właśnie dlatego, nasi decydenci odpowiedzialni za politykę obronną muszą zrozumieć, że broń w rękach cywili to nie żadna fanaberia, ale konieczność, jeśli chcemy stworzyć istniejącą, nie tylko na papierze, Obronę Terytorialną.
Warto również podkreślić inną istotną zaletę takiego modelu. Żołnierze OT posiadający prywatną broń w domu, nawet w przypadku zniszczenia centralnych magazynów uzbrojenia, nie pozostają bezbronni, a czas w jakim mogą być zmobilizowani skraca się znacząco. To niezmiernie ważny czynnik, zwłaszcza dzisiaj, w epoce wojen hybrydowych, kiedy szybkość mobilizacji pierwszych oddziałów liczona być powinna w minutach i godzinach a nie dniach i tygodniach.
Dlatego przyjęcie omawianej dyrektywy KE byłoby nie tylko wydatnym utrudnieniem w budowie sprawnej OT, ale również bezpowrotnym zniszczeniem jej naturalnego zaplecza w postaci klubów strzeleckich oraz stowarzyszeń pro-obronnych.
Jednocześnie podkreślić należy, że to właśnie te środowiska wzięły na siebie cały ciężar szkolenia ochotników pozbawionych możliwości służby wojskowej czy też uczniów, studentów i harcerzy wyłączonych z programu przysposobienia obronnego. Zawód i rozczarowanie byłyby tym większe, że cywilni instruktorzy owe szkolenia niejednokrotnie prowadzili nieodpłatnie na prywatnym sprzęcie i w swoim czasie wolnym, zaś w ramach nagrody za ten trud, państwo które w dużej mierze wyręczali i wspierali, odebrałoby im ich własną broń…
Jak przeciwstawić się pomysłom Komisji Europejskiej?
Kluczem do sukcesu jest oczywiście skuteczny lobbing i zablokowanie niekorzystnych zmian już na poziomie europejskim. Zbudowanie koalicji państw członkowskich, których bezpieczeństwo oraz potencjał obronny ucierpiałyby w największym stopniu, mogłoby z powodzeniem zblokować samobójczą inicjatywę Pani Komisarz Bieńkowskiej. Dlatego też ufam, że Pan poseł Mariusz Błaszczak, świeżo zaprzysiężony Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji, nie pozwoli zmanipulować się europejskim biurokratom i wyraźnie przeciwstawi się tym zgubnym pomysłom KE, stając w jednym szeregu z przedstawicielami Finlandii i Czech.
Rozumiem, że organizacje strzeleckie w Polsce nie pozostają bezczynne i już działają w tej sprawie?
Oczywiście. Szeroko zakrojona akcja protestacyjna trwa już w środowiskach strzeleckich od kilku dni. Największym refleksem wykazali się koledzy z Firearmes United, którzy bardzo szybko zorganizowali akcję zbierania podpisów pod petycją „EU: You cannot stop terrorism by restricting legal gun ownership” skierowaną do Rady Unii Europejskiej. Aktualnie pod dokumentem podpisało się już ponad 100 tysięcy europejskich obywateli. To duży sukces.
Dużym wsparciem były też liczne wystąpienia i felietony w przychylnych strzelcom mediach, które to skutecznie zaalarmowany i zmusiły do zastanowienia naszych rodzimych polityków. Do akcji włączył się m.in. Pan poseł Jarosław Stawiarski aktualny wiceminister sportu i turystyki.
Ponadto liczymy również na wsparcie posłów z ruchu Kukiz’15, którzy niejednokrotnie deklarowali chęć poprawy uregulowań w zakresie dostępu do broni palnej, a do organizacji pro-obronnych i klubów strzeleckich odnosili się zawsze z dużą sympatią. Niemniej jednak wierzymy, że nowy polski rząd nie ugnie się pod naciskiem oderwanych od rzeczywistości, unijnych biurokratów i nie pozwoli rozbroić Polaków.
Polacy powinni mieć szerszy dostęp do broni palnej?
Przyznam, że jest to nieco przewrotne pytanie. Z pewnością dostęp do broni palnej w Polsce nie powinien być jeszcze bardziej ograniczany.
Warto podkreślić, iż legalnie zarejestrowana broń należąca do kategorii, których zakaz posiadania proponuje KE, nie tylko nie została w naszym kraju wykorzystana do przeprowadzenia choćby jednego zamachu terrorystycznego, ale nie wiadomo mi nic o wykorzystaniu takiej broni w jakichkolwiek działaniach przestępczych. Krótko mówiąc, polska ustawa o broni i amunicji z 1999 działa dość dobrze i nie ma absolutnie żadnych podstaw, aby ją zaostrzać.
Pytanie, które należy postawić brzmi raczej „dlaczego odsetek legalnie posiadanej broni w Polsce jest na tle europejskim tak niski?”. Wydaje się, że główną przyczyną takiego stanu rzeczy są dwa czynniki. Po pierwsze nieprzychylna, czy wręcz wroga obywatelem postawa organów policji, na których to spoczywa ustawowy obowiązek wydawania pozwoleń na broń palną. Policja często działa na granicy prawa, a niejednokrotnie nawet je łamie. Dzieje się tak zwłaszcza w kontekście przepisów Kodeksu Postępowania Administracyjnego, co do zasady maksymalnie utrudniając i przeciągając procedurę wydawania pozwolenia. Często wymyślane są pozaustawowe kryteria, mające na celu utrudnić zdobycie tego dokumentu, bądź przynajmniej wymusić na wnioskodawcy zmniejszenie ilości egzemplarzy którą chciałby posiadać. Ta bezsensowna wojna z obywatelami jest przez Policję prowadzona konsekwentnie od wielu lat. Z pewnością nie sprzyja to budowaniu obywatelskiego państwa prawa, w którym to funkcjonariusze służą i pomagają obywatelom a nie traktują ich jako potencjalnych przestępców czy terrorystów. Dużo złego sprawiają również przypadki, stawiania się ponad prawem elit rządzących. Jaskrawym tego przykładem być sprawa posła Cezarego Grabarczyka, który dzięki sfałszowanemu protokołowi z policyjnego egzaminu otrzymał pozwolenie.
Tu dochodzimy do kolejnego problemu, mianowicie wytworzonego przez lata zaborów, a następnie okupacji hitlerowskiej, sowieckiej i dalej okres PRL-u, poglądu, że broń jest atrybutem władzy. Możliwość jej posiadania do dzisiaj traktuje się w naszym społeczeństwie w kategoriach przywaleniu, a nie jednego z praw obywatelskich. Dlatego właśnie znaczna część Polaków nie wie nawet, że w obecnym stanie prawnym może dosyć skutecznie starać się o własne pozwolenie. Nie pomaga również zupełny brak kultury obchodzenia się z bronią palną, tak rozbudowanej w Stanach Zjednoczonych czy niektórych krajach zachodnioeuropejskich.
Ze szkół zniknęło przysposobienie obronne, od uczniów nie wymaga się już obowiązkowych wizyt na strzelnicy, zaś brak poboru w praktyce niemal całkowicie odbiera nowemu pokoleniu możliwość zapoznania się z bronią. Powoduje to, że nawet najlepiej napisana ustawa niewiele może tu zmienić.
Kluczem do zmiany masowych postaw w odniesieniu do kwestii posiadania broni, wydaje się wiec raczej przełamanie policyjnej wrogości wobec uzbrojonych obywateli oraz stworzenie struktur powszechnej Obrony Terytorialnej, w ramach których możliwe byłaby stopniowe oswojenie Polaków z bronią.
Nie oznacza to jednak, że zmiany w polskim prawie nie są potrzebne. Z ustawy o broni i amunicji usnąć należy wiele zapisów będących reliktami głębokiego PRL-u (np. przymus zrzeszania się, czy uznaniowość w wypadku wydawania pozwoleń na broń do ochrony osobistej). Warto również zastanowić się nad dodaniem nowych przesłanek umożliwiających złożenie wniosku. W obecnej sytuacji geopolitycznej dobrym posunięciem byłoby m.in. wprowadzenia procedury automatycznego przyznawania pozwolenia na broń przy okazji rekrutacji do Narodowych Sił Rezerwowych, a w przyszłości struktur Obrony Terytorialnej. Taki automatyzm w przyznaniu pozwolenia można by jednak uzależnić od obowiązku zarejestrowania jako pierwszego egzemplarza – broni fabrycznie nowej, wyprodukowanej w Polsce. Ten zabieg z jednej strony znacząco wsparłby polskie zakłady zbrojeniowe, a z drugiej zachęciłby rezerwistów do strzeleckich treningów we własnym zakresie. Cywilne, samopowtarzalne wersje Beryli, a później MSBS-ów sprzedawałby się wtedy jak świeże bułeczki, strzelnice prosperowałyby, a potencjał obronny naszego państwa wzrastałby z miesiąca na miesiąc.
Bartosz Saramak – wiceprezes Mazowieckiego Towarzystwa Strzeleckiego, instruktor strzelectwa sportowego, obecnie doktorant na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW, gdzie zajmuje się zagadnieniem polityki dostępu do broni palnej w Polsce i na świecie.