Ziemkiewicz: Jak nazwać to, gdy wybuchnie bomba, ale nie napisać, że "bomba wybuchła"?
- Jeśli coś się w Rosji zmieni, to raczej nie na skutek wyborów. To jest w ogóle taki model demokracji, który staje się coraz bardziej popularny na całym świecie, gdzie zmienia się coś nie na skutek wyborów, a pomiędzy wyborami. Wybory są już wtedy tylko „klepnięciem” tego stanu – mówił Rafał Ziemkiewicz w „Chłodnym okiem”. Publicysta komentował także wczorajsze wybory w Berlinie.
Gimnastyka medialna
- Mam ochotę rozpocząć od ogłoszenia konkursu na inną nazwę ataku terrorystycznego, bo terroryzmem nazywać ich nie można. Obserwowałem tę gimnastykę telewizyjnych redakcji, niczym gimnastykę hinduskich joginów, jak napisać, że w Nowym Jorku wybuchła bomba, ale nie był to zamach. Może, że ktoś bombę zgubił, że miał depresję, która objawia się krzyczeniem „Allah akbar” i rzucaniem się z nożem na przechodniów. Jak nazwać to, gdy wybuchnie bomba, ale nie napisać, że „bomba wybuchła”? Idą dobre czasy dla poetów – mówił gość Telewizji Republika.
W Berlinie "czerwoni, jeszcze bardziej czerwoni i zieloni, którzy jak wiemy też są czerwoni"
- Wyniki wyborów w Berlinie potwierdziły, że CDU przestało być partią popularną i jak na niemieckie standardy jest to wielkie zamieszanie na scenie politycznej. W Berlinie może powstać wybitnie szemrana koalicja – czerwoni, jeszcze bardziej czerwoni i zieloni, którzy jak wiemy też są czerwoni. Lewactwo sięga po berliński ratusz, ale nie wydaje się, że to trwały stan. Widać po słupkach w Niemczech przede wszystkim zamieszanie. To państwo przez lata istniało w Niemczech w stanie spetryfikowania – nie mylić ze spetrufikowaniem. Ruszało się niewiele, powstała nomenklatura i totalnie zblatowane z nią media – komentował Ziemkiewicz.
- Przypomina mi się towarzysz Honecker w 1981 r. i inni towarzysze, którzy patrzyli na Solidarność i już bali się, że od tego wybuchu w Polsce im także rozpoczną się pod stopami ruchy tektoniczne. Wściekłość lewicowych elit na Polskę i Węgry jest wściekłością honeckerowską, że to wszystko idzie do nich i pokazują to wybory w Meklemburgii i Berlinie. Zjawisko, które było w Niemczech nie do pomyślenia – obserwacje społeczeństwa, że telewizja kłamie, że nie ma zaufania do gazet, że coś ważnego nigdy nie pojawia się w czołowych mediach – staje się faktem – zauważył publicysta.
- Jeśli coś się w Rosji zmieni, to raczej nie na skutek wyborów. To jest w ogóle taki model demokracji, który staje się coraz bardziej popularny na całym świecie, gdzie zmienia się coś nie na skutek wyborów, a pomiędzy wyborami. Wybory są już wtedy tylko „klepnięciem” tego stanu – odniósł się Ziemkiewicz do wczorajszych wyborów do Dumy.
"Czy można się dziwić, że elity biznesowe tak bronią demokracji?"
Ziemkiewicz odniósł się także do złej sytuacji sieci sklepów Alma, których współwłaścicielem jest Jerzy Mazgaj. - Pan Mazgaj to złote dziecko biznesu za czasów Platformy, według „Gazety Polskiej” były TW „Barbara”, facet, który głosił, że po wygraniu wyborów przez Dudę jedzie do Monako – i nie pojechał – autor rubryki o drogich winach w Newsweeku. I nagle zmieniła się władza i interesy gorzej idą. Czy można się dziwić, że elity biznesowe tak bronią demokracji? - pyta Ziemkiewicz.