Rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn zaprzeczył informacjom "Gazety Wyborczej", że za wyciek maili odpowiada współpracownik ministra Michała Dworczyka.
- To brednie - ABW nie poczyniła takich ustaleń - napisał rzecznik.
W innym wpisie Żaryn zaznaczył, że ustalenia Agencji "idą w zupełnie inną stronę niż chciałby red. Czuchnowski". Odesłał też do swojego oświadczenia, w którym zapewnił, że zarówno polskie służby specjalne, jak i nasi zachodni partnerzy, identyfikują opisaną aktywność w cyberprzestrzeni jako przejaw działalności Federacji Rosyjskiej przeciwko Zachodowi.
W oświadczeniu napisał też m.in. że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego wypełnia swoje ustawowe zadania dotyczące zabezpieczenia bezpieczeństwa cybernetycznego państwa, a z rozpoznania ABW oraz innych polskich służb specjalnych wynika jednoznacznie, że Polska od wielu lat pozostaje jednym z głównych celów rosyjskich służb specjalnych.
„GW" napisała, że nie było "cyberataku z Rosji", a za wyciek maili odpowiada osoba z otoczenia Dworczyka.
- Publikowane na komunikatorze Telegram materiały ze skrzynki mailowej Michała Dworczyka pochodzą od osoby z jego najbliższego otoczenia, która miała dostęp do haseł i urządzeń ministra. Według źródeł Gazety Wyborczej takich ustaleń dokonała ABW prowadząca śledztwo w sprawie wycieku" - napisał dziennik na stronach internetowych.
Powołując się na swojego informatora „GW" podała, że upada całkowicie wątek "rosyjskiego ataku".
- To wewnętrzna sprawa środowiska Dworczyka. Do ustalenia są motywacje osoby, która ujawnia te maile. Najprawdopodobniej doszło do jakiegoś konfliktu, niekoniecznie na tle politycznym - mówi nasz informator, który zna ustalenia śledztwa - podał dziennik.
Zdaniem informatora „GW" do autora wycieków bardziej pasuje określenie "sygnalista" niż "haker", a ujawnienie, że członkowie rządu z premierem na czele posługują się prywatną pocztą do celów służbowych, może wreszcie przerwać ten proceder i zmusić rządzących do przestrzegania zasad bezpieczeństwa.
Według „GW" z analizy ABW poczty Dworczyka, do której przekazał ABW swoje hasła wynika, że "z ogromnej liczby zachowanych tam maili (na tajnym posiedzeniu Sejmu mówiono nawet o 70 tys. łącznie ze spamem) ok. 1-2 tys. to poczta służbowa z okresu, gdy PiS sprawuje władzę".
Według „GW" Agencja skończyła już analizę ich zawartości i nie ma tam materiałów z klauzulami "poufne", "tajne" lub "ściśle tajne", ale wiele z nich to projekty dokumentów, którym jeszcze klauzul nie nadano.