- Opętani sataniści to często ludzie grzeczni, wspaniali, uprzejmi. Często nawet bliscy nie mają pojęcia o ich zaangażowaniu. Sam egzorcyzmowałem księdza opętanego demonem intelektualizmu. Wydawał się niezwykły, inteligentny. Diabeł był u niego zakonspirowany - mówi ks. Piotr Glas w nowej książce „Dekalog. Prawdziwa droga w czasach zamętu”.
Wyjaśnijmy czym się różni opętanie od zniewolenia.
Całkowite opętanie jest bardzo rzadkie. Można powiedzieć, że po takich ludziach niewiele na pierwszy rzut oka widać. To są, można to tak ująć, białe kołnierzyki: grzeczni, uprzejmi, wspaniali ludzie, działacze, często osoby zajmujące w różnych strukturach najwyższe stanowiska. Ich satanizm – często są to sataniści – nie ma nic wspólnego z subkulturą: nie mają żadnych kolczyków, tatuaży, nikt, nawet rodzina, nie wie o ich zaangażowaniu. Mężczyzna jest wielkim kapłanem satanistycznym, a żona i dzieci nie mają o tym pojęcia. Tacy sataniści są w hierarchii najważniejsi, oni są naprawdę opętani, całkowicie lojalni i oddani na usługi swemu panu. Cała reszta to płotki.
O wiele częstsze są opętania częściowe. Demon uzurpuje sobie prawo do jakiejś części nas, zamieszkuje w jakiejś części naszego ciała. Nasze ciała są świątyniami Ducha Świętego, a jeśli nimi nie są, zostają oddane na łup demonom. Takie demony też starają się ukrywać, udawać, że ich nie ma, maskować się, żeby nie rozpoczął się proces egzorcyzmów. Są w tym mistrzami. Miałem do czynienia z takimi egzorcyzmami: dopiero po kilku spotkaniach okazywało się, że ktoś ma duży problem.
Ale po coś przecież do księdza przyszedł?
Bo mu źle było, nic się nie udawało, bo chorował, bo potrzebował modlitwy. Mówiąc ogólnie, ciągle prześladował go pech. W takich sytuacjach trzeba bardzo uważać na to, co się dzieje. To są trudne przypadki. Czasem drobny sygnał pozwala stwierdzić, że coś jest nie tak. Jeśli go pominiemy, przegramy walkę. Nie powinny nas zwodzić pozory.
Pamiętam, kiedyś przyjechał do mnie z daleka pewien ksiądz, wykładowca teologii, doktor, prałat, były egzorcysta w diecezji, który – jak się okazało po wielu egzorcyzmach – był opętany demonem intelektualizmu. On chciał wiedzieć, poznawać, był przekonany, że tylko intelektualnie może osiągnąć zbawienie. Czytał więc i pisma mormonów, i Mein Kampf Adolfa Hitlera, i pisma ezoteryczne, nawet biblię Szatana. Wiedza go fascynowała. Robił to, jak sam twierdził, żeby zrozumieć i wyłożyć wszystko ludziom. Był przekonany, że tylko on może to zrobić. Pycha intelektualna była w nim tak silna, że uważał, że musi wszystko poznać, zbadać, wszystkiego doświadczyć, ale także zdobywać kolejne stopnie naukowe. Był naprawdę niezwykły, wiedział wszystko o wszystkim, głosił imponujące kazania, cytował dziesięciu najlepszych autorów piszących o dowolnym fragmencie Pisma Świętego… Co w takim razie było nie tak?
Diabeł był u niego bardzo głęboko zakonspirowany. Pewnego dnia, gdy księdzu wydawało się, że jest sam w pokoju, zaczął rozmawiać sam ze sobą, a dokładniej – wyglądało to tak, jakby ktoś do niego mówił. Osoba, która to zobaczyła, krzyknęła tylko:
„W imię Jezusa zamilcz”. I wtedy się zaczęło. Kapłan jakby się przebudził, zaczął pytać, co się stało, a potem znowu tym drugim głosem wykrzyczał: „Ja was wszystkich zniszczę, on jest mój”.
Wtedy zaczęli się nad nim modlić, przeszedł wiele godzin modlitw uwolnienia, aż wreszcie wysłali go na egzorcyzmy. Modliłem się nad nim niezwykle aktywnie, on współpracował, całymi nocami się modlił. Ale nic się nie działo. Aż wreszcie kapłani, którzy byli ze mną w kontakcie, doradzili mi, bym zaczął modlić się o uwolnienie umysłu, by uderzyć – kolokwialnie mówiąc – w głowę. Tam miało być gniazdo demona; i rzeczywiście było. Wtedy się zaczęło. Manifestacje demoniczne, drgawki, walka na całego. Dzień później demon z niego wyszedł. Ksiądz padł na podłogę, ale od razu było widać, że to prawdziwe wyzwolenie. To, co trzymało go przez prawie całe jego kapłańskie życie, nagle odeszło. Był wolny, płakał, a ja z nim. Zachowywał się jak nowo narodzony. Napisał mi piękny list ze Stanów, że gdyby nie ja, skończyłby w piekle.
Co się z nim teraz dzieje?
Wycofał się do klasztoru, nie naucza, nie wykłada, nie słucha spowiedzi, nie prowadzi nikogo duchowo. Uznał, że do końca życia będzie odbywał pokutę, aby przeprosić Boga za wszystko, ale również modlić się za tych, którzy ciągle idą złą droga, szczególnie za kapłanów. Jednocześnie odkrywa Boga na nowo, odkrywa, że On jest kochającym Tatusiem. Dopiero teraz, choć przecież ma doktorat z teologii.
Ale mamy też wielkich teologów, świętych, by wspomnieć tylko św. Tomasza z Akwinu!
Oczywiście, że tak. Ja nie promuję tępoty ani nieuctwa, tylko zwracam uwagę na zagrożenia. Są wspaniali teolodzy, ludzie głęboko wierzący i mądrzy. Ale z mądrością i wiedzą musi zawsze iść w parze pokora. Niestety jak czytam niektóre współczesne dzieła teologiczne, mam wrażenie, że w nich nie ma nie tylko pokory, ale nawet Pana Boga. Niektórzy chcą intelektem zabić Boga i Kościół. Na przykład niektórym moim wykładowcom wydawało się, że zmienią, zrewolucjonizują Kościół, a dzisiaj nikt już o nich nie pamięta, niektórzy z nich dokonali apostazji… O tym też trzeba pamiętać. Moje słowa nie mają być atakiem na teologów, na tytuły, ale na intencje. Jeśli one są prawe – nie ma sprawy, ale jeśli idzie za nimi pycha, to nie jest dobrze.
Z byciem proboszczem może być podobnie?
(śmiech) Pije pan do mojej sytuacji? Oczywiście, że tak. Jeśli chcę być proboszczem, by służyć ludziom, to wszystko jest w porządku, ale jeśli robię to, by mieć pozycję, robić karierę, prowadzić wygodne życie, to wtedy intencja nie jest dobra.
Rozmawiał: Tomasz P. Terlikowski
Najnowsze
Czarnek: Hołownia szaleje, nie uznaje Sądu Najwyższego, który zatwierdził go jako posła na Sejm
Bronią swoich! Sejm odrzucił wniosek o uchylenie immunitetu Frysztakowi
Radni chcą skontrolować klub piłkarski WKS Śląsk Wrocław
Ostre słowa Kowalskiego: chce, żeby ten tchórz minister Kierwiński w końcu wyszedł!