Wstrząsające świadectwo Sary Andrychiewicz, która odeszła od Świadków Jehowy. Zobacz co tam się naprawdę dzieje!
Sara Andrychiewicz należała do Świadków Jehowy. Ale zdecydowała się odejść, co dla kobiety jest bardzo trudne zrezygnować z tej sekty. Dziś ma 27 lat i jest mężatką. Mieszka razem z mężem Edwinem w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie wychowują dwie córki. Kobieta prowadzi także blog lifestylowy muffincase, na którym opisała ostatnio traumatyczne przeżycia z czasów, gdy należała do świadków Jehowy. To co opisała mrozi krew w żyłach.
Sara Andrychiewicz urodziła się w rodzinie Świadków Jehowy. Od najmłodszych lat wpajano jej, że tylko jej współbracia będą zbawieni. - Gdy więc chodzisz do szkoły, cały czas masz w głowie, że nie powinnaś się za bardzo kolegować z tymi dziećmi, „bo one nie czczą Jehowy i zginą w Armagedonie”. I to była pierwsza rzecz, która mi się nie zgadzała. Świadkowie uważają, że tylko oni przetrwają koniec świata - pisze blogerka.
Sara zdaje sobie sprawę, że jej krytyka Świadków Jehowy spotka się z olbrzymią krytyką środowiska. - Gdy zdecyduję się na opublikowanie tego wpisu, nieodwracalnie zmienię swoje życie. Jestem jednak gotowa podjąć to ryzyko, żeby móc zacząć wreszcie żyć. Jestem świadoma tego, że odrzuci mnie rodzina, nawet ta najbliższa. Przyjaciele nie będą chcieli mnie znać. Wydaje mi się, że jestem gotowa na to emocjonalnie. Przygotowywałam się do tego od wielu miesięcy - czytamy na blogu.
I dalej: - Co chwila słyszałam, że mogę robić więcej by zadowolić Boga. Nie chce mi się iść w sobotę rano do służby (chodzenie po domach), a tu w czasopiśmie napisali, że w Afryce chodzą po 20 km i muszą pokonać rzekę pełną krokodyli, żeby pójść na zebranie – jestem więc do niczego i zginę w Armagedonie. W skutek tego nie nabyłam ani grama pewności siebie, a od 13 roku życia zmagam się z myślami samobójczymi. W końcu skoro jestem taka beznadziejna, to lepiej się zabić”.
- Wierzyłam w to wszystko bardzo, gotowa wręcz za to umrzeć i to dosłownie, bo w szpitalu odmówiłam transfuzji krwi. Czy wspomniałam, że dopiero co zostałam matką, bo działo się to tuż po porodzie? Poziom mojej hemoglobiny spadł do 5 jednostek, norma to 11,5-13,5 , a od 9 podają krew. Na szczęście nie groziło mi śmiertelne niebezpieczeństwo, ale koleiny w mojej głowie niosły jasny przekaz: nigdy nie wolno ci się zgodzić na transfuzję, nawet za cenę własnego życia. Co więcej, gdyby któraś z moich córek wymagałaby transfuzji, również bym odmówiła, mimo że mogłabym ją stracić - zaznaczyła.
Teraz Sara Andrychiewicz leczy się na depresję. Zły stan psychiczny to efekt molestowania przez jednego ze świadków Jehowy. - Chociaż sprawa działo się dawno temu wzięto mnie na przesłuchanie, czy na pewno byłam molestowana przez jednego ze świadków. Chociaż to ja byłam ofiarą czułam ogromne wyrzuty i poczucie winy. Mężczyźni, którzy ze mną rozmawiali nie mieli żadnego wykształcenia ani doświadczenia w rozmowach z osobami, które doświadczyły molestowania. Po tej rozmowie nie mogłam dojść do siebie przez kilka tygodni. To był czas, gdy spędzałam bezsennie noce na przeglądaniu telefonu i planowaniu samobójstwa - napisała blogerka.
- Uświadomiłam też sobie, że u świadków dzieje się wiele złych rzeczy, z którymi nikt nic nie robi. Normą jest przemoc emocjonalna wobec współmałżonka, przemoc wobec dzieci („rózga karności”), a także alkoholizm. Pełno osób ciągnie na antydepresantach, niektóre nawet lądują w szpitalach, ale w wciąż z uśmiechem proponują wam gazetki w sobotni poranek zamiast na przykład spędzić czas z rodziną. Jednocześnie nikt z nich nie może liczyć na pomoc specjalisty, bo terapie np. małżeńskie nie są uznawane za dobre rozwiązanie. A alkoholik może sobie spokojnie pić, póki nie zaczną o nim gadać ludzie spoza tej religii - wyjawiła.