Gośćmi red. Marcina Bąka w specjalnym wydaniu Telewizji Republika byli Marek Król oraz Jakub Jałowiczor ("Gość Niedzielny"). – Dziś również stawiłem się na miejscu. Nie widziałem tego wszystkiego, o czym już zaciekle informują opozycyjne środowiska – mówił Król o atmosferze panującej na marszu.
– Jeśli władza zdecyduje, że należy podpalić budkę, samochód – tak się będzie działo. Od czasu, gdy u władzy jest Prawo i Sprawiedliwość, w końcu mamy spokój. Dziś również stawiłem się na miejscu. Nie widziałem tego wszystkiego, o czym już zaciekle informują opozycyjne środowiska – rozpoczął Marek.
– Posunięcie Hanny Gronkiewicz-Waltz udało się o tyle, że wyszedł marsz wspólny. Zawsze będę to mile wspominał. To środowiska narodowe organizowały ten marsz – mówił Król. – Wcześniej, w tzw. III RP usiłowano nam wmówić, że polskość to nienormalność. Nad Renem taki marsz nie mógłby się odbyć, z oczywistych względów… – kontynuował.
– We współczesnej kulturze tożsamość narodowa to co najmniej coś podejrzanego. Naród, który pielęgnuje swój patriotyzm to wróg dzisiejszych wartości europejskich – wskazał Jałowiczor na trendy panujące w dzisiejszej Europie. – Na jutro zaplanowano debatę nt. praworządności w Polsce; nie mam wątpliwości co będzie podnoszone – mówił dalej.
– Pani Hanna Gronkiewicz-Waltz zapowiedziała, że będzie w centrum bezpieczeństwa. Zwróciła się sądu z zapytaniem czym jest Marsz Narodowy, ponieważ nie wie, czy może go rozwiązać. Jest w dalszym ciągu zdeterminowana. Zawsze można znaleźć grupkę osób, która odpłatnie zrobiłaby coś prowokacyjnego – kontynuował Król.
– To syndrom ostatniego miesiąca. Tak jak w wojsku, żołnierze nie chcą już wiązać butów. Być może chodzi o lans w zagranicznych mediach, jako prezydent, która walczy z faszystami. Zapewne niechcący, pewnym rykoszetem powstał jeden, wielki marsz – wskazał red. "Gościa Niedzielnego".