– Zestrzelenie malezyjskiego samolotu mogłoby posłużyć Rosji do pokazania światu, że Ukraina nie panuje nad tamtymi obszarami, co uzasadniłoby interwencję armii rosyjskiej – mówił w Telewizji Republika Bronisław Wildstein.
Redaktor naczelny Telewizji Republika tłumaczył, co nas upoważnia do stawiania tez o odpowiedzialności Rosji za zestrzelenie malezyjskiego Boeinga.
– Ta władza wielokrotnie posługiwała się zabójstwem i prowokacją – mówił Wildstein o rządzących na Kremlu.
Przypomniał, że gdy w 1999 r. Borys Jelcyn zrezygnował ze stanowiska prezydenta Rosji, zastapił go Władimir Putin, ale był politykiem jeszcze mało popularnym. – W kilku miastach Rosji, m.in. w Moskwie doszło wtedy do zamachów terrorystycznych. O zamachy oskarżono oczywiście Czeczenów, a Putin powiedział, że "będzie ich ścigał nawet w wychodkach". To przyspożyło mu popularności. Potem się okazało, że zamachów miało być więcej, bo w wielu innych domach mieszkalnych znaleziono podrzucone materiały wybuchowe. Nikt nie miał wątpliwości, że podrzuciła je tam FSB – mówił Wildstein.
– I teraz gdy patrzymy na działania terrorystów na wschodzie Ukrainy – są to de facto najemnicy rosyjscy, a tak naprawdę przerzucani przez granicę żołnierze ze Specnazu, którzy mogą liczyć na nieznaczne wsparcie małych lokalnych grupek – to widzimy, że działania w tamtych regionach są inspirowane przez Moskwę – powiedział redaktor naczelny Telewizji Republika.
Wildstein wykluczył możliwość, żeby z Kremla padł bezpośredni rozkaz, by zestrzelić ten akurat samolot, ale podejrzewa, że terroryści mogli dostać polecenie, by do takich samolotów strzelać.
W jego opinii Ukraińcy będą chcieli rzetelnego wyjaśnienia tego zdarzenia. – Nie postąpią tak, jak nasze władze wobec katastrofy smoleńskiej. My w 2010 r. oddaliśmy śledztwo w ręce Rosjan i do dziś nie mamy wszystkich danych ani podstawowych dowodów – powiedział.