Canberra i Warszawa wspólna sprawa? Demokratyczne wybranie władze chcą uregulować media. Albicla, Polska, Australia, Google wszędzie bardzo podobne sprawy i rozwiązania.
Zakładam, że już obśmialiście dzisiejszą dziecinadę tefauenu i onetu? Jeśli przemyśleć wyłączanie usług w proteście przeciw opodatkowaniu reklam, to... pomysł jest paradny!
Tymczasem w takiej Australii poszło na noże w bardzo podobnej sprawie. 13 stycznia wyszukiwarka Google przestała pokazywać linki do głównych australijskich mediów. Gigant z Palo Alto tłumaczył, że to taki “eksperyment” na jeden dzień. Australijczycy zrozumieli przekaz. Gigant chciał pokazać, że bez niego sobie nie poradzą.
Premier Scott Morrison oświadczył, że Australia ma rząd i parlament i one ustanawiają prawo a “każdy, kto uznaje reguły gry, jest mile widziany w Australii”. Po polsku takie zdanie tłumaczymy: “jak się nie podoba to…”.
Rozmowy trwają od jakiegoś czasu. Morrison przekonuje, że w jego kraju rządzi parlament i rząd a nie międzynarodowe korporacje. A parlament i rząd chcą zmusić Google do płacenia redakcjom za linki do ich tekstów. Argumentacja jest taka: redakcja musi pozyskać informację, wysłać reportera albo kupić korespondencję, prawa do zdjęcia, itp. a to kosztuje. Tymczasem wyszukiwarka Google sprzedaje reklamy na stronach wyszukiwarki bez ponoszenia kosztów. Dlatego teksty i filmy wyprodukowane przez gazetę wzbogacają internetowego giganta. Rozsądnym rozwiązaniem jest system opłat.
Ustawa to News Media Bargaining Code zgodnie z postanowieniami opłata za udostępnienie linku do publikacji w wyszukiwarce Google będzie generowana automatycznie. Projekt trafił do komisji parlamentu w Canberrze w grudniu ubiegłego roku.
Google ma oczywiście dominującą pozycję wśród wyszukiwarek w Australiii - ponad 94% Konkurencja to Bing firmy Microsoft i DuckDuckgo. Razem generują niecałe 5%. Google twierdzi, że korzystanie z ich usług daje gospodarce Australii korzyści warte 53 miliardy tamtejszych dolarów.
Ustawa o opłatach za publikację treści to dla Google rzecz nie do zaakceptowania. Firma twierdzi, że taki system opłat zniszczy biznes jaki prowadzi. Podobna dyskusja była we Francji. Tam Google zgodził się stworzyć okienko pod tytułem “media showcase”. Publikuje tam teksty, za które płaci redakcjom.
Ale płacenie za linki do artykułów?
No way!
Wyjdziemy z tego kraju - zagroził Google. Na razie nie wiemy czy jak dojdzie do “najgorszego” to Australijczykom zostaną dobrodziejstwa poczty google, map elektronicznych, wyszukiwarki, dokumentów Google. Może Youtube’a też zabiorą?
Przy okazji inni dostawcy usług elektronicznych np. Microsoft zapowiedzieli, że nigdy nie wyjdą z Australii i grzecznie dostarcza wszystkie usługi jakie przestanie oferować google.
Teraz nasza sprawa: Albicla. Amerykańskie korporacje ustanawiając nielegalny w Polsce system cenzury mediów mocno przegięły. O wartości tych firm decydują zasięgi - czyli liczba użytkowników, do których potencjalnie dotrze reklama.
Naprawdę nie musimy ich wzbogacać swoją obecnością po to by potem prosić o łaskawe odblokowanie “niepoprawnych” treści. Wystarczy wesprzeć alternatywne inicjatywy.
Dlatego Albicla.