Wierzchołowski: Nowe dokumenty jasno pokazują, że Polacy nie badali katastrofy smoleńskiej
"Eksperci, którzy w sierpniu 2010 r. pojechali do Rosji, w ogóle nie badali wraku Tu-154M, nie skontaktowali się z rosyjskim producentem tupolewa, ani z zakładem, w którym go remontowano"–- informuje "Gazeta Polska Codziennie”. Sprawę dla portalu "http://telewizjarepublika.pl" komentowali Grzegorz Wierzchołowski i Dorota Kania.
– Opublikowane dokumenty jasno pokazują, że nie było czegoś takiego jak „badanie katastrofy smoleńskiej przez Polaków”. Do tej pory słyszeliśmy, że nasi eksperci mają chociaż wiarygodne kopie ustaleń rosyjskich oraz, że byli dopuszczeni do badań technicznych. Teraz dowiadujemy się, że eksperci z Polski nie uczestniczyli w badaniach technicznych. Pojechali jak na wycieczkę i wrócili jak z wakacji, mało tego nie skontaktowali się nawet z producentem Tupolewa. Ci eksperci dostawali pieniądze za wyjaśnienie tragedii i sprawę zbagatelizowali – komentuję sprawę Wierzchołowski.
Dziennikarz jasno stwierdził, że część dokumentów była ukrywana – „chowana po szufladach” a część faktów została przemilczana. – Tylko dzięki ludziom, którzy wtedy byli zainteresowani wyjaśnieniem katastrofy a teraz mają narzędzia by tę sprawę zbadać, możemy dowiedzieć się prawdy.
– Donald Tusk, jako premier i szef nadzwyczajnej komisji sejmowej, założonej w celu wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, powinien ponieść należyte konsekwencje. Nowe dokumenty stawiają w złym świetle nie tylko ówczesnego premiera i jego rząd ale również komisję Millera(Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego - przyp. red.), która nie potrafiła się przyznać do tego, że nic nie wie – komentuje sprawę Wierzchołowski. Dziennikarz dodaje, że konsekwencje powinni ponieść akredytowani eksperci oraz cały aparat państwowy powołany do wyjaśnienia katastrofy: – Ludzie, którzy zostali powołani do wyjaśnienia największej katastrofy w historii Polski, zlekceważyli tę sprawę.
Dorota Kania zwraca uwagę na brak informowania opinii publicznej: – Po pierwsze ludzie powinni poznać te wszystkie dokumenty i poznać obecną sytuację oraz fakty, które wcześniej zostały zatajone. Prokuratura powinna zobaczyć, że doszło do przestępstwa i ukarać urzędników za niedopełnienie swoich obowiązków. Mam nadzieję, że zajmie się tym zespół śledczych pod przewodnictwem Pasionka.
– Zwracam uwagę na sytuacje pod Pałacem Prezydenckim po katastrofie smoleńskiej – dodaje Kania. – Komisja Millera zaczęła działać wówczas, kiedy prezydentem został Komorowski a pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu stały tłumy. Podanie wtedy informacji o zachowaniu Rosjan, którzy nie udostępniali dokumentów polskim ekspertom, spowodowałoby ostrą reakcję ludzi. Nie powiedziano tego, ponieważ politycy chcieli zachować spokój i doprowadzić do „szybkiego załatwienia sprawy”. Na szczęście nie udało się zamknąć tego dzięki ludziom dobrej woli, którzy na to nie pozwolili i uwierzyli w Antoniego Macierewicza.
Wierzchołowski stwierdził, dokumenty dają nowe światło na badanie przyczyny katastrofy smoleńskiej: – W czwartek szef MON-u, wraz z nową podkomisją smoleńską, przedstawią wyniki najnowszych ustaleń. Będą one dotyczyły zarówno zaniedbań poprzednich władz jak i tego, co udało się ustalić na podstawie nowo uzyskanych dowodów. Istnieje jeszcze szansa na wyjaśnienie katastrofy. Co prawda mniejsza niż 6 lat temu (wiele dowodów zaginęło a wielu świadków zmarło) ale nareszcie jest ta determinacja, na którą czekaliśmy – powiedział Wierzchołowski w wywiadzie dla Telewizji Republika.
Rozmawiał Dawid Styś