Wakacje z Republiką: Bieszczady
Do końca wakacji pozostał niespełna tydzień, więc mamy jeszcze trochę czasu, by zaplanować wakacje last-minute. Zapraszamy do przeczytania felietonu o tym właśnie rejonie Polski.
Nie ma się co oszukiwać, w te wakacje raczej nie odwiedzimy tropików, a o Bahamach czy Hawajach możemy zapomnieć. Na plażę w Copacabanie przeniesie nas co najwyżej Barry Manilow, do Amsterdamu Imagine Dragons, a do Miami - Will Smith (polecam odbyć chociaż taką, muzyczną podróż).
Co więc począć i jak ODpocząć w wakacje, kiedy równocześnie wokół nas szaleje pandemia? Otóż mam taki lek na całe zło, który się nazywa BIESZCZADY.
O tym zakątku Polski słyszał chyba każdy, tak samo, jak chyba każdy usłyszał kiedyś slogan: "Rzucam wszystko i jadę w Bieszczady". Co takiego jest właśnie w tym rejonie naszego pięknego kraju, że warto do niego wracać?
Przede wszystkim przyroda. I góry. Góry są jedyne i niepowtarzalne, a widoki, które nam zapewnią zostaną w naszej pamięci na dłużej. Szczególnie wschód słońca ze szczytu Połoniny Caryńskiej. Ten widok po prostu trzeba zobaczyć chociaż raz w życiu na własne oczy, a nie tylko na ekranie telewizora z perspektywy HBO i serialu ,,Wataha’’. Prawdziwą watahę też może uda się zobaczyć, ale lepiej, dla własnego bezpieczeństwa wieczorami zostać w domu. I tu nie straszę, bo w Bieszczadach, nawet tych niewysokich zdarza się, że wilki potrafią ,,dać radę’’ psu pasterskiemu.
Kolejny, bardzo ważny aspekt: lokalne jedzenie. Sery góralskie, proziaki, baranina, hreczanyky, pierogi kresowe z kaszy gryczanej - zapewniam, jest tego więcej. Takiego jedzenia trzeba spróbować, najlepiej w jakiejś lokalnej restauracji u stóp gór (a takich w Bieszczadach nie brakuje). Dla miłośników piwa również znajdzie się miejsce - lokalne mini zakłady piwowarskie czekają na odwiedziny turysów. Przyjazd w Bieszczady wiąże się także z okazją do spróbowania kuchni łemkowskiej i bojkowskiej - smaków mniejszości, które zostały wysiedlone lub rozproszone w akcji ,,Wisła”.
Co jeszcze? Atmosfera. Tu gwarancja niesamowitej atmosfery obowiązuje dożywotnio. W końcu Bieszczady mają wszystko - i góry, i morze! Mianem Bieszczadzkiego Morza jest określane tu Jezioro Solińskie, więc jeżeli chodzenie po górach już się znudzi, można wybrać zamiast tego wyjazd do Polańczyka i odpocząć na plaży. Natomiast, jeśli zastanie was deszcz, nigdzie indziej nie będzie drugiej okazji, żeby w wyjątkowym otoczeniu posłuchać głosu Krystyny Prońko, która śpiewa, że przecież "spośród wielu bzdur, które niosą stada chmur" ona akurat lubi "deszcz, deszcz w Cisnej".
Teraz najważniejsze. Dlaczego i po co tak naprawdę warto tu przyjechać? Wiele osób prowadzących restauracje, karczmy, noclegi właśnie w Bieszczadach przekonało się, co tak naprawdę oznacza zastój w sektorze turystycznym. Wielu takich przedsiębiorców utrzymywało się właśnie tylko z takiego biznesu, dlatego przyjeżdżając w te rejony można wspomóc także podkarpacką gospodarkę. Mnóstwo osób znalazło się teraz w trudnym położeniu i bardzo powoli próbuje stanąć na nogi. Wyjazd w Bieszczady będzie więc idealną okazją do tego, by wypocząć, a przy okazji pomóc swoim krajanom z południa Polski. Szczególnie w obliczu ostatnich prób bojkotu tego regionu ze strony opozycji po wyborach prezydenckich.
Warto pamiętać, że takie góry są jedyne w swoim rodzaju i należy zachować ich dziewiczość na wiele pokoleń. Bo w końcu anioły w Bieszczadach "w zielone grają ukradkiem, nawet karty mają zielone, zielone mają pojęcie a nawet zielony kielonek".
Nie chcemy, żeby to się zmieniło, prawda? Matka Ziemia wam za to podziękuje!