W procesie ws. "afery gruntowej" prokurator chce 2,5 roku więzienia
Prokurator zażądał w sądzie kar 2,5 roku więzienia dla Piotra Ryby i grzywny dla Andrzeja K., oskarżonych o płatną protekcję w słynnej "aferze gruntowej", która w 2007 r. doprowadziła do rozpadu koalicji PiS-Samoobrona-LPR i przedterminowych wyborów.
Tego dnia Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście niemal zakończył procesy tych dwóch podsądnych. Ponieważ prowadzący proces sędzia Krzysztof Ptasiewicz uprzedził strony o możliwej zmianie kwalifikacji prawnej jednego z drobniejszych czynów zarzuconych oskarżonym, Piotr Ryba skorzystał z prawa do zażądania przerwy w procesie, aby móc się przygotować do mowy końcowej. Sąd przełożył więc wysłuchanie jego ostatniego słowa i ogłoszenie wyroku na 6 listopada.
Ryba (zgadza się na podawanie nazwiska) i K. - główni bohaterowie "afery gruntowej" - są oskarżeni o powoływanie się na wpływy w resorcie rolnictwa, kierowanym wówczas przez wicepremiera Andrzeja Leppera i podjęcie się za niemal 3 mln zł pośrednictwa w odrolnieniu działki na Mazurach agentowi Centralnego Biura Antykorupcyjnego, udającemu biznesmena. Grozi im do ośmiu lat więzienia.
Media informowały, że łapówka miała być przeznaczona dla zdymisjonowanego później Leppera, który miał zostać ostrzeżony o akcji (on sam twierdził, że była to prowokacja CBA). Lepper miał 6 lipca 2007 r. spotkać się z Rybą, ale spotkanie odwołano. K., który w tym czasie w hotelu przeliczał 3 mln zł dostarczone przez agentów CBA, zadzwonił do Ryby. Prawdopodobnie został ostrzeżony, bo opuścił hotel; wtedy ich obu zatrzymano.
Finał akcji miał utrudnić przeciek, wskutek czego z rządu odwołano szefa MSWiA Janusza Kaczmarka (śledztwo wobec niego umorzono). "Afera gruntowa" doprowadziła do dymisji z rządu Leppera, rozpadu koalicji PiS-Samoobrona-LPR i przedterminowych wyborów, które wygrała PO.
W pierwszym procesie SR Warszawa-Śródmieście skazał w 2010 r. Rybę na 2,5 roku więzienia, a Andrzeja K. - na grzywnę. Wyrok ten uchyliła jednak apelacja zalecając głębszą analizę materiałów niejawnych. Rozpoczęty w zeszłym roku ponowny proces właśnie dobiega końca.
Środowe mowy końcowe oskarżyciela i obrony były niejawne. Ze źródeł związanych z procesem dowiedziano się, że prokurator wniósł o uznanie przez sąd winy obu oskarżonych i wymierzenie im takich samych kar, na jakie sąd skazał ich w pierwszym procesie: 2,5 roku więzienia dla Piotra Ryby (wtedy prokurator chciał dla niego 4 lat) i 54 tys. zł grzywny dla Andrzeja K. Obrona - tak jak poprzednio - wnosiła o uniewinnienie.
Prokuratura wskazuje, że Ryba był w kontakcie z urzędnikami resortu (w tym z Lepperem i wiceministrem Maciejem Jabłońskim), dopytywał o losy sprawy i przekazywał K. uwagi ministerstwa. Oskarżenie mniej surowo traktowało K., który negocjował z podstawionym jako kontrahent agentem CBA, ale od początku się przyznawał i złożył obszerne wyjaśnienia.
Obrona twierdzi, że w chwili rozpoczęcia operacji CBA nie miało wystarczających dowodów, że może dojść do przestępstwa korupcyjnego - a to jest formalny warunek, aby taką akcję rozpocząć. Według obrony CBA wręcz podżegało oskarżonych do przestępstwa.
W marcu br. SR uwzględnił żądanie obrony zapoznania się z aktami operacyjnymi CBA o kryptonimie "Treser", w których m.in. gromadzono podsłuchy rozmów Ryby i Andrzeja K. Obrona chce na tej podstawie wykazać, że w chwili rozpoczęcia operacji CBA nie było wystarczających dowodów, że może dojść do przestępstwa.
Akta ma ten sam sąd, który prowadzi także proces b. szefa CBA Mariusza Kamińskiego (dziś posła PiS) i innych członków kierownictwa CBA za rządów PiS, oskarżonych o nadużycie władzy przez bezpodstawne rozpoczęcie operacji znanej jako "afera gruntowa".
Zdaniem rzeszowskiej prokuratury CBA stworzyło fikcyjną sprawę odrolnienia ziemi za łapówkę, choć nie miało wcześniej wiarygodnej informacji o przestępstwie, a tylko to pozwala służbom zacząć akcję "kontrolowanego wręczenia korzyści majątkowej". Uznano, że na potrzeby operacji CBA bezprawnie sfabrykowało dokumenty (opatrując je pieczęciami gminy i podpisami urzędników), które potem przedłożono do "przepchnięcia" przez resort. Miano też nielegalnie podsłuchiwać m.in. ludzi z Samoobrony.
Proces ten od kwietnia 2013 r. trwa przed śródmiejskim sądem, a sprawa "Treser" to podstawa oskarżenia. Media pisały, że wynika z niej, iż CBA nie miało podstawy do wszczynania akcji specjalnej, a poza tym nie dysponowało wymaganymi zgodami prokuratury i sądu m.in. na stosowanie podsłuchów.