Czy człowiek, który jednego dnia chce własny kraj obciążyć bajońską grzywną, tylko po to, aby być politycznie poprawny, a drugiego dnia prosi o poparcie dla swojej reelekcji, zasługuje na szacunek i poważne traktowanie? - pisze o Donaldzie Tusku Ryszard Czarnecki.
Donald Tusk sprawia wrażenie zaskoczonego, że władze Polski mogą nie poprzeć jego kandydatury na drugą kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej. Szkoda, że nie pomyślał o tym wcześniej, gdy w maju poprał Komisję Europejską, która zdecydowała o ukaraniu państw nieprzyjmujących imigrantów grzywnami finansowymi w horrendalnej wysokości ćwierć miliona euro za każdego nieprzyjętego uchodźcę. Mógł wtedy pomyśleć jak fatalne, ekonomiczne skutki może mieć to dla kraju, którego był premierem. Biorąc pod uwagę tzw. kwoty uchodźców, które nie tylko poparła premier Ewa Kopacz w imieniu rządu PO-PSL na szczycie UE w październiku 2015 roku, Polsce miało przypaść w pierwszej fazie około 7 tysięcy imigrantów, a w kolejnej w sumie kwota ta miała przekroczyć 11 tysięcy.
Łatwo policzyć, jeśli Polska podtrzyma dotychczasowe deklaracje rządu PiS, że nie będziemy przyjmować imigrantów (chcemy pomagać im w obozach dla uchodźców, gdzie przybywają) – to w myśl popartego przez Tuska „ukazu” UE, nasz kraj miałaby zapłacić ponad 3 miliardy euro z tego tytułu.
Czy człowiek, który jednego dnia chce własny kraj obciążyć bajońską grzywną, tylko po to, aby być politycznie poprawny, a drugiego dnia prosi o poparcie dla swojej reelekcji, zasługuje na szacunek i poważne traktowanie?
*pełna wersja komentarza, który ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (08.10.2016)