Znany choć bezobjawowy (przynajmniej jeśli chodzi o Polskę) patriota Tusk postanowił zaatakować polityków Prawa i Sprawiedliwości zwracając uwagę na ich... nazwiska. W ten sposób protegowany Niemiec próbuje nieudolnie odwrócić uwagę od swoich skandalicznych słów dotyczących Wpływu „kultury Zachodu” na niektóre z polskich ziem. Na zaczepkę Tuska zareagował polski minister Łukasz Schreiber.
Podczas spotkania z wyborcami w Bydgoszczy (Bydgoszczu?) Tusk zachęcał do przyjazdów na wybory do Polski. Wspomniał m.in. o rzekomo możliwych problemach z głosowań dla osób z niemieckobrzmiącymi nazwiskami.
"Jest pan Müller, Szefernaker, Schreiber, Fogiel. Ja nie lubię zabawy i gry nazwiskami, ale czasami, tak myślę sobie, ile tupetu trzeba mieć, żeby polskich patriotów wyzywać od niemieckich kolaborantów, jak się nie ma do tego żadnej podstawy", mówił zatroskany o moralność publiczną Tusk.
Do słów laureata nagrody im. Walthera Rathenaua - niemieckiego antypolskiego polityka, twórcy wymierzonego w nasz kraj paktu w Rapallo z Rosją Sowiecką, odniósł się jeden z wymienionych z nazwiska polityków PiS. Łukasz Schreiber poinformował wodza (jak to jest po niemiecku, panie Tusk?) m.in. o tym, co dla Polski zrobili jego przodkowie.
"Tusk przyjechał do Bydgoszczy aby kłamać i kolejny raz dworować sobie z nazwiska mojego oraz moich kolegów z @pisorgpl. Nazwisk nie wybieramy, lecz to komu służymy. Ja służę Polsce, tak jak moi przodkowie - począwszy od przedwojennego wiceburmistrza Fordonu Franciszka Schreibera. Dziś w Dolinie Śmierci złożyłem kwiaty pod pomnikiem ofiar niemieckiej okupacji w Bydgoszczy. Tuska nie widziałem" - napisał minister.
No cóż, są dziadkowie, którymi można się chlubić. Czy nie tak, panie Tusk?