Tusk sam prochu już nie wymyśli, dlatego próbuje grać według recepty Migalskiego

Gdy Donald Tusk nagrywał swój żenujący filmik, mający dać nieco nadziei jego wyznawcom - w tym "smutnym dniu", nie miał pewnie czasu, by zapoznać się opublikowanym w dzisiejszej "Rzeczypospolitej" artykule Marka Migalskiego pt. "Skłócić prezydenta z prezesem". Były europoseł z łaski Jarosława Kaczyńskiego (tak, tak Migalski był niegdyś wybrany do Parlamentu Europejskiego z listy Prawa i Sprawiedliwości), który od lat darzy ugrupowanie, które umożliwiło mu krótką, ale popłatną, karierę polityczna, nieukrywaną niechęcią, zaprezentował w dzienniku jedyną receptę dla koalicji 13 grudnia, jeśli ta chce utrzymać się przy władzy. W skuteczność tej terapii wątpi jednak sam jej autor.
"Dobra współpraca PiS z nowym prezydentem oznacza wielce prawdopodobne zwycięstwo tej partii w 2027 r. i reelekcję prezydenta trzy lata później. Dlatego w interesie obecnej koalicji jest podjęcie takich działań, które rozbijałyby sojusz Jarosława Kaczyńskiego z Karolem Nawrockim", radzi Marek Migalski, dodając jednak zaraz: "wszystko wskazuje na to, że mentalnie i intelektualnie liderzy obecnego obozu władzy (o wyborcach nawet nie wspominając) nie są w stanie podjąć jakiejś gry z nową głową państwa, której efektem byłoby poróżnienie jej z liderem największej partii opozycyjnej".
Migalski ubolewa, że do próby wbicia takiego klina nie doszło już za prezydentury Andrzeja Dudy, który przecież "gdy w 2020 r. pokonał Rafała Trzaskowskiego i niejako przestał być przeciwnikiem Donalda Tuska oraz jego ludzi. Owszem, wywodził się z innego obozu politycznego, ale w jego interesie wcale nie musiała być konfrontacja z obecnie rządzącymi".
Tak się jednak, ku wielkiemu smutkowi Migalskiego, nie stało. "Nie zrobiono tego, bo kierowano się emocjami i poczuciem upokorzenia za klęski Bronisława Komorowskiego i Rafała Trzaskowskiego. Przez cały czas wpychano prezydenta w ramiona prezesa PiS, choć tajemnicą poliszynela było to, że relacje między nimi były fatalne i można było na tym zagrać (zwłaszcza mamiąc Dudę perspektywą jakiegoś zagranicznego stanowiska). Zaniechano jednak takich działań, w zamian za co poprzedni prezydent uderzał w rząd, a w kampanii odwinął mu się, oficjalnie wspierając Nawrockiego", biada politolog.
I dlatego też nie widzi on większych szans na poróżnienie prezydenta Nawrockiego z PiS. "Wiele wskazuje na to, że obecnie liderzy koalicji popełnią ten sam błąd w stosunku do nowej głowy państwa. Pomimo tego, że w ich interesie leży poróżnienie jej z Kaczyńskim, zapewne od pierwszych chwil ruszą na nią z bezpardonowym atakiem. Psychologicznie to zrozumiałe, politycznie zabójcze. Karol Nawrocki będzie ich przeciwnikiem dopiero w 2030 roku, a przed nimi zasadnicze starcie już za dwa lata. Tyle że nie z nim, lecz z PiS. I ta banalna myśl powinna przyświecać Tuskowi i jego ludziom – na obecnym etapie ich konkurentem jest Kaczyński, nie prezydent. I opłacalne było podjęcie takich działań, które utrudniałyby współpracę Pałacu z Nowogrodzką, zasiewały w niej ziarna nieufności, budowały mury, wyszukiwały potencjalne różnice", marzy Migalski.
Czy Tusk zapoznał się przed zaprzysiężeniem z argumentacją Migalskiego? A może dostał z niej jakąś prasówkę? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że już po uroczystości w Zgromadzeniu Narodowym, "nasz premier" próbował dość topornie i nieudolnie, ale jednak, skorzystać, choć częściowo, z przekazu suflowanego przez Migalskiego.
W wypowiedzi udzielonej "zaprzyjaźnionym dziennikarzom" Tusk przekonywał, że, "w czasie wystąpienia nowego prezydenta chyba zdenerwowanym i coraz smutniejszym politykiem na sali był Jarosław Kaczyński". "I wcale się nie dziwię", dodał lider koalicji 13 grudnia, gdyż "jest zmiana warty na prawicy, jest ewidentnie nowy lider prawicy".
Pomińmy wiarygodność wypowiedzi Tuska - jej zerowa wartość widoczna jest dla każdego kto oglądał dzisiejszą transmisję z zaprzysiężenia i zachowanie się na tej uroczystości samego Tuska. Pomińmy to wszystko koncentrując się na smutnej konstatacji Migalskiego, że przedstawionej przez niego recepty nie uda się raczej zrealizować. Dlaczego?
Odpowiedzią jest tu elektorat Tuska, który wymaga od niego coraz bardziej radykalnych posunięć. Wyznawcy lidera koalicji 13 grudnia obdarzają przy tym obecnego prezydenta wyzwiskami i obelgami przy których nawet przysłowiowy rynsztok staje się synonimem Wersalu. Obiektem nienawiści jest także (a nie stać się może - jak utrzymuje Migalski) rodzina prezydenta. Polityka to także emocje, Tusk grający na nich od dziesięcioleci, z pewnością o tym wie. Trudno więc oczekiwać, by Karol Nawrocki, który z pewnością różni się w wielu kwestiach, od Prawa i Sprawiedliwości oraz od lidera tej partii Jarosława Kaczyńskiego, ale który wie, że nigdy nie spotka się z tej strony z jakimkolwiek atakiem, zastąpił oparte na wzajemnym szacunku relacje i patriotyczną wspólnotę ideową, grą z obozem, który nie zawahał się zaatakować kłamliwymi inwektywami nie tylko jego, ale jego żonę, dzieci - w tym nawet kilkuletnią córeczkę.
To w ostatecznym rachunku nie jest zresztą nawet kwestią emocji, ale rozumu. W jakiekolwiek próby ugody (czasowej i wyłącznie taktycznej)ze strony Tuska nikt na prawicy już nie uwierzy. A już na pewno nie prezydent Karol Nawrocki!
Źródło: Republika, Rzeczpospolita, Do Rzeczy
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Jesteśmy na Youtube: Bądź z nami na Youtube
Jesteśmy na Facebooku: Bądź z nami na FB
Jesteśmy na platformie X: Bądź z nami na X
Polecamy Zaprzysiężenie Karola Nawrockiego
Wiadomości
Najnowsze
