W niedzielę może nie pracować profesor na prywatnej uczelni, ale nie pani w sklepie. Ona zwyczajnie musi, bo istnieje coś takiego jak przymus ekonomiczny - pisze redaktor naczelny Telewizji Republika Tomasz Terlikowski.
Przy okazji dyskusji o wolnych dla handlowców niedzielach chciałbym przypomnieć, że w wielu, także mocno zlaicyzowanych krajach Zachodu, jest to dzień wolny od handlu. I nikt z tego powodu szat nie drze. Dlaczego? Bo uznaje się, że człowiek - także handlowiec - ma prawo do odpoczynku, że niedziela jest dniem, w którym można być z własnymi dziećmi, że pracuje się, by żyć, a nie żyje, aby pracować. Takie odkrycie nowoczesnego państwa, które jakoś trudno jest przyjąć w Polsce.
Zadziwia mnie też nieustanne powtarzanie, że ludzie w sieciach handlowych mają jakiś wybór, że mogą przecież nie pracować w niedzielę. Może nie pracować w niedzielę to profesor na prywatnej uczelni, ale nie pani w sklepie. Ona zwyczajnie musi, bo istnieje coś takiego jak przymus ekonomiczny. I ona mu podlega, czego zdają się nie rozumieć niektórzy z komentatorów.
I wreszcie sprawa ostatnia. Niedziela, by sparafrazować opinię rabinów o szabacie, jest murem wokół rodziny. Ona jest dana po to, by budować relacje, spotkać się, rozmawiać. Każdy, kto dłużej lub krócej regularnie pracował w niedzielę (a i ja i moja żona mieliśmy taki okres) wie, jak to jest trudne dla rodziny, jak źle na nią wpływa. Polityka prorodzinna to zatem także wolne niedziele w zawodach, które nie muszą być wykonywane w trybie ciągłym. Sieci handlowe czy wielkie sklepy niewątpliwie nie są takimi miejscami.